„Egzamin na ojca” swoją premierę miał w połowie października. Co prawda nie od razu zaznajomiłam się z pozycją, mimo że Pani Danka należy do jednych z moich ulubionych polskich pisarek.
Fabuła opiera się na matce dwóch synów – Moniki i chłopaków, licealisty Krystiana i sześcioletniego Grzesia. Kobieta swoich synów wychowuje sama, gdyż jej mąż zostawił ją gdy młodszy chłopiec się urodził. Zachodziła obawa, że będzie niewidomy i mężczyzna nie udźwignął tej wiadomości. Monika dzielnie radzi sobie sama, aż do momentu, gdy przypadkiem po pracy trafia na Marcina, który pierwotnie nie wzbudził jej zainteresowania ale zainteresował się jej synami. Dopiero później nią samą. Po upływie pewnego czasu para się rozstaje. Nie może tego zrozumieć Grześ dla którego Marcin stał się centrum wszechświata i plasuje się na drugim miejscu po matce.
Pewnego razu chłopiec znika w centrum handlowym. Czy jest to samowolnego oddalenie się próba kontaktu z Marcinem, czy też może porwanie. A jeśli tak to przez kogo?
Autorka w tej pozycji skupia się na zadaniu jakim życie obciąża mężczyznę, gdy zakłada rodzinę, czyli zostaniu ojcem ale nie tylko na „papierze”. Na obowiązku bycia ojcem i wywiązania się faktycznie z niego. W jaki sposób tego dokonać i czy tylko ten biologiczny ojciec może zdać egzamin? Pani Danka snuje rozważania czy ktoś bez związku „genowego” może to zadanie wykonać lepiej czy też kompletnie polegnie na tym polu.
...