Wszystko, co najlepsze w literaturze - zew przygody, nieodkryte tajemnice, przyszłość pod znakiem zapytania i szukanie obcych cywilizacji pod płaszczykiem odkrywcy. Chcąc nawiązać kontakt z przybyszami o odmiennej świadomości. Fabuła niby to, przypadkiem, drugorzędna, a przecież pięknie śledzi ,,zakazane'' terytorium, krocząc śladami niezbadanej linii losu. Do końca, do ostatniej kartki trzyma się halucynogennej ferii barw, ciemnych zaułków, umysłowych zagadek, na które nie otrzymamy odpowiedzi, bo nie jesteśmy w stanie objąć cudzej planety w dwóch zdaniach. Oczy to za mało, a język zbyt ograniczony. Doktor z cybernetykiem i resztą ekipy rozbija się na tytułowym Eden, gdzie panuje baśniowa iluzoryczność z okrucieństwami systemu społecznego, który zawsze hamuje jednostki odrębne i samoświadome. Lem o niezwykłej tolerancji opowiada o dziwnych ,,robalach'', które mają swój kanał rozumowania, własne problemy i rozterki. Napisane plastelinową grafiką zdarzeń, gdzie okoliczności zmieniają się wraz z poznawaniem nieziemskiej topografii. Chwilami mroczne, chwilami dowcipne, jak zabawa w piratów z mapą skarbów w kuferku i kompasem w łapce. Nigdy nie odkrywa kart, co daje pole do popisu i tylko wprawny hazardzista siłą umysłu domyśla się rozwiązania. Całkowite zaprzeczenie dziedzictwa o kosmitach, którzy marzą o podbojach - jakież to odświeżające, kiedy twórcy obawiający się najeźdźców z kosmosu gryzmolili swoje utwory pod wpływem lęku i pierwotnego strachu, który prowadzi do zagł...