Organizacje anarchistyczne stawały się coraz popularniejsze za czasów króla Edwarda; zrzeszały osoby, które płonąc z nienawiści do ludzkości, gotowe były na najkrwawsze rozwiązania. Skoro jednak działały w ukryciu, a ich członkowie byli niemalże nieuchwytni, policja ze Scotland Yardu wpadła na inny pomysł- rozpoczęła werbowanie chętnych, którzy przeniknęliby do tego tajemniczego środowiska. Jednym z "nowych stróżów prawa" stał się młody poeta, Gabriel Syme. Jego zadaniem jest powstrzymanie anarchistów przed podłożeniem bomby. Rusza więc ich tropem prosto do Francji, gdzie stara się powstrzymać tragedię.
Szczerze mówiąc, na początku nie wiedziałam, czego się spodziewać. Opis był niby prosty, niby wszystko było wiadomo od razu, ale to tylko pozory- o czym przekonałam się, zagłębiając w fabułę.
Gdy Syme przebił się do zgromadzenia anarchistów, nie do końca wiedział, co go czeka; wykorzystując swój wrodzony spryt sprawił, że nie został wykryty przez wrogów. Siedmiu mężczyzn zasiadających w owej grupie przybrało pseudonimy związane z dniami tygodnia, ich przewodniczący określał się mianem Niedzieli. Postawny mężczyzna, budzący grozę wydawał się nie do zdarcia; patrzył w taki sposób, jakby zamiast oczu miał laser. Niejeden myślał, że ich wódz wie o nim wszystko; dlatego budził postrach, ale i swego rodzaju szacunek.
Człowiek, który był Czwartkiem ma zaledwie dwieścietrzydzi...