W końcu znalazłam powieść świąteczną idealną dla mnie! Taką, w której miłość ma ogromne znaczenie, ale nie tylko na niej opiera się akcja. Taką, w której jest miejsce na wszystkie kolory życia, również te szare i smutne. Napisaną ciekawym stylem. Na początku musiałam wczytać się w tą opowieść, by dać się porwać biegowi zdarzeń. Autorka wykonała niesamowitą robotę, bo napisać książkę osadzoną u schyłku XIX wieku, nadając jej całe tło historyczne i odwzorowując panujące wtedy zwyczaje nie jest przecież łatwo. A to tutaj udało się znakomicie!!
Każde kolejne Święta odmierzają upływający czas. Życie na wsi płynie swoim rytmem wyznaczane pracą i porami roku. Maciej nie boi się marzyć, w swojej głowie sięgając wielkich miast. Z żoną przeprowadza się do Warszawy, która w oczach chłopów wydaje się czymś nieosiągalnym. Tam wszystko jest inne, piękniejsze, lepsze. Wszystko oprócz Wigilii, która niezmiennie pozostaje taka sama. Tylko ludzie przy stole z biegiem lat się zmieniają…
To przepiękna saga rodzinna wypełniona ciepłem mimo chłodu zimy; nadzieją, mimo trudnych czasów; miłością, niekoniecznie tą, która pozwala nam rosnąć i atmosferą Świąt, obchodzonych dawno, dawno temu.
Ta książka przeniesie nas do innego świata i panującej wtedy codzienności.
Rozpoczynająca się w 1863 roku historia zadziwi całą gamą odmienności, wierzeń, obrzędów i rytuałów, gdzie każdy przeżywa swoje własne małe cuda.
...