Mimo, że nie jestem fanką twórczości Colleen, chciałam dać tej książce szansę. I choć nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, i tak nieco się zawiodłam.
Fabuła była poprowadzona całkiem w porządku. Przez większość czasu nie była zaskakująca, nie miała zbyt dużo plot twistów. Autobiografia Verity była dość mocna i okrutna. Było w niej jednak bardzo dużo scen erotycznych, do tego stopnia, że w pewnym momencie miałam ich naprawdę dosyć. W połowie książki w końcu pojawiło się więcej grozy i napięcia także w życiu Lowen.
Zakończenie było zaskakujące i podważyło wszystko, w co wcześniej uwierzyłam. Podobało mi się najbardziej z całej książki.
Nie bardzo polubiłam główną bohaterkę. Mam wrażenie, że była naiwna i na siłę “inna niż wszyscy”. Bardzo mnie irytowała. Po skończeniu lektury zaczęłąm się zastanawiać czy był to celowy zabieg, czy charakterystyczna dla autorki próba dostosowania się do tego, co lubią ludzie w danym okresie czasu. Kiedy powstawała książka, być może było większe zapotrzebowanie na tego typu bohaterki.
Co do wątku romantycznego mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony pojawił się zbyt szybko i gwałtownie, z drugiej myślę, że taki był zamysł i to dodało książce dramatyzmu.
Styl pisania był luźny, nawet całkiem przyjemny, choć pojawiały się pojedyncze dziwne słowa, takie jak “wyguglać”. W opisach pojawiały się wulgaryzmy, ale bohaterowie nie wypowiadali ich na ...