Znacie to uczucie, gdy dzięki przypadkowi do waszych rąk trafia książka, która jest z zupełnie innego gatunku, niż te które czytacie? Której tematyka w innych okolicznościach nie zainteresowałaby was na tyle by choćby zacząć czytać pierwszą stronę? "Wzgórze Dzikich Kwiatów" jest dla mnie właśnie taką pozycją.
"Wzgórze Dzikich Kwiatów" jest historią dwóch kobiet żyjących na przestrzeni różnych lat. Beattie poznajemy, gdy w tajemnicy przed rodzicami pracuje w nocnym klubie, w którym poznaje żonatego mężczyznę, z którym zachodzi w ciąże. Życie młodej dziewczyny powoli rozsypuje się na kawałki, traci pracę, matka wyrzuca ją z domu, a ukochany milczy. Dziewczyna już wie, że jej marzenia o zostaniu projektantką mody pozostają poza zasięgiem. Przyjaciółka wysyła ją do ośrodka zajmującego się takimi dziewczynami, warunkiem jednak jest oddanie dziecka zaraz po narodzinach. Po pewnym czasie w ośrodku zjawia się kochanek dziewczyny by zabrać ją ze sobą do Australii, gdzie ich życie zaczyna się od nowa, choć start jest wyjątkowo ciężki, a warunki trudne.
Emma od dzieciństwa chciała zostać baletnicą. Dzięki ciężkiej pracy została cenioną primabaleriną, sławną i cenioną. W jej życiu liczył się tylko taniec i kariera, a to oddaliło ją od rodziny i Josha, który zostawił ją dla swojej asystentki. Zrozpaczona dziewczyna zatraca się w tańcu, co ostatecznie doprowadza ją do poważnej kontuzji uniemożliwiającej kontynuowanie pracy, jako tancerka. Emma wraca do Sydney, a tam okazuje się, że odziedziczyła po swojej babce stary dom.
Podobało mi się przedstawienie stopniowo historii tych dwóch kobiet, jednak to perypetie Beattie są jasną stroną książki. Kobieta nie zdaje sobie sprawy ze swojej siły, a jednak odważnie przed do przodu, stawiając czoła wszelkim przeciwnością losu, a przy tym udaje jej się stopniowo spełniać swoje marzenia. Mimo, że dzięki historii Emmy miałam już niejaki wgląd w zakończenie historii Beattie to i tak wszystko co ją spotykało, ciągle mnie zaskakiwało. W przypadku Emmy niemal wszystko było szablonowe i oklepane.
Autorka pięknie przeplatała losy Beattie w opisami zwyczajów i wydarzeń z okresu jej młodości, a przecież to na ten okres przypadały lata między wojenne, II Wojna Światowa i Wielki Kryzys. Warto wspomnieć, że wydarzenia te w zupełnie inny sposób odbiły swoje piętno na Australii, niż np. na Europie. Zachwyciły mnie także niezwykle barwne opisy krajobrazów oraz naszkicowanie mentalności ludzkiej zarówno w małych miasteczkach, jak i w większych miastach. Książka jest też bardzo ciekawym stadium psychiki i zachowań ludzkich. Mentalność stadna i zaściankowość mieszkańców Tasmanii, tak nieprzyjemnej dla Beattie z lat 30-tych ubiegłego wieku, w niesamowity sposób kontrastuje z podziwem, jakim darzą babkę Emmy współczesna ludność miasteczka.
Książkę czyta się szybko i łatwo, a czas spędza się wyjątkowo przyjemnie. Historia jest bardzo emocjonalna i ciepła. Najważniejsze, jednak jest to, że mimo iż na co dzień nie gustuję w tej tematyce to nie przeszkadzało mi dać się porwać w wir opisywanych przez Kimberley Freeman zdarzeń. Polecam i wam "Wzgórze Dzikich Kwiatów".