Artur Sadowski, pół-Polak, pół-Czech, znany fotograf, postanawia popełnić samobójstwo. Zanim jednak ostatecznie pożegna się z życiem, chce opowiedzieć swoją historię. Powiernikiem jego opowieści staje się młoda dziennikarka, dla której opowieść o miłości, śmierci i wojnie może okazać się doskonałym materiałem.
Agnieszka, Monika, Alenka i Blanka. Każdy ze związków Artura przebiegał inaczej, napotykał specyficzne problemy, każdą też z tych kobiet fotograf inaczej kochał. Artur opowiada jednak o swoich kolejnych związkach z goryczą – historia jego życia to właściwie historia ciągłej ucieczki, bo miłość bez ustanku łączy się tu z tragedią. Po śmierci Agnieszki nastoletni wtedy Artur odkrywa fotografię. Nowa pasja pozwala mu stanąć na nogi. Po utracie Moniki wyjeżdża z kraju i w Czechach znajduje nowych przyjaciół. Następnie ucieka w pracę, aż na pogrążone w wojnie Bałkany. Decyzja o samobójstwie też ostatecznie jest jedną z form ucieczki, po tym, jak Artur zawiódł najważniejszą w swoim życiu kobietę.
Obok miłości, drugim stałym elementem książki jest śmierć. Wszyscy bliscy Artura umierają, a on sam zaczyna nabierać przekonania, że jego miłość przynosi pecha. To fatum wiszące nad bohaterem wprowadza element niepokoju, budując napięcie w opowieści. Niestety, autorowi nie udaje się utrzymać go do końca – nieszczęście bohatera w którymś momencie staje się przesadzone, groteskowe wręcz, tracąc nie tylko wszelkie znamiona prawdopodobieństwa, ale przede wszystkim – magiczną i tajemniczą otoczkę.
Paradoksalnie najlepszą częścią całej książki jest ta poświęcona wojnie na Bałkanach, nie zaś miłosnym kłopotom bohatera. Sytuacja zostaje zarysowana tylko ogólnie, główny nacisk położony został na szczegóły – zbombardowane targowisko, opowieść o motywacji jednego z walczących mężczyzn, wspomnienia Toma z Wietnamu. Te obrazki z wojny są wyjątkowo brutalne i smutne. Nastrój rezygnacji i beznadziei, jaki autor stworzył żywo przemawia do czytelnika. Jednocześnie to ciekawy moment w życiu Artura, gdy na krótką chwilę odnalazł dla siebie prywatną misję, szczególne zadanie dla siebie i swoich zdjęć. Wierzy, że fotografiami może pokazać światu prawdziwe oblicze wojny i wpłynąć na jej zakończenie. Tyle że, tak jak i wcześniej, Artura szybko dopada zwątpienie – traci wiarę w sens wybranej przez siebie misji, a rzeczywistość dodatkowo udowadnia mu, że cały podjęty przez niego wysiłek na nic się nie zdał. Niewygodna prawda na temat tej wojny i opieszałych działań NATO musi pozostać ukryta.
Jeśli chodzi o język powieści, to narrator ma złe skłonności do wygłaszania banałów. Czasem wychodzi to tekstowi na dobre, na przykład gdy Artur pisze pełen wzniosłych zwrotów list do swojej ukochanej – ta przesadna uczuciowość doskonale pasuje do charakteru szczeniackiej miłości. Problem pojawia się, gdy autor używa tak wytartych zwrotów „czuję się samotny w tłumie”, „należy kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”, „nadzieja umiera ostatnia”. Autorowi niestety brakuje umiejętności pisania o pewnych podstawowych rzeczach bez popadania w banał, zwłaszcza że sprawia wrażenie, jakby nawet nie starał się tych oczywistych sformułowań unikać. Momentami robi się po prostu tandetnie.
„Umrzeć w deszczu” jest książką nierówną. Z jednej strony otrzymujemy barwną opowieść o kolejnych miłościach bohatera, z których każda kwitła w zupełnie odmiennych warunkach i inaczej przebiegała – to ciekawy obraz różnych form miłości. Otrzymujemy też brutalny i ponury obraz bałkańskiego konfliktu. Z drugiej jednak mamy niezgrabne opisy uczuć bohatera przedstawione za pomocą przekombinowanych metafor, wypełnione banałami i truizmami. Patrząc jednak na reakcje czytelników, wielu to najwyraźniej nie przeszkadza. Ja jednak bardzo bym chciała, by ta książka była zupełnie inaczej napisana.
Zupełnie oddzielnie chcę powiedzieć o przygotowaniu e-booka – największym problemem jest częste „sklejanie się” dialogu z narracją, przez co nie wiadomo, kiedy postać przestała mówić. To wyjątkowo denerwujące błędy.