Przygody Alicji zna właściwie każdy: malownicza kraina absurdów, Biały Królik, Szalony Kapelusznik, Kot z Cheshire, bezwzględna Królowa Kier… Retelling Jonathana Greena, zbudowany został na podobnym do oryginału schemacie, ale tak naprawdę to zupełnie inna, jeśli chodzi o moc i kaliber, opowieść. W tej wersji, cierpiący na manię pośpiechu królik, przez którego Alicja postanawia wejść do tajemniczej nory, przypomina bardziej nieudany eksperyment szalonego naukowca, niż puchatego, słodkiego trusia. Autor od samego początku nie pozostawia nam więc złudzeń: jego Alicja będzie musiała zmierzyć się z brutalną, przerażającą rzeczywistością, taką rodem z najgorszego koszmaru. Zresztą nie tylko ona. Także my, czytelnicy, poczujemy dreszcz niepewności i zmierzymy się z konsekwencjami podejmowanych w tym wypaczonym świecie decyzji. Jak to możliwe? Ów pokręcony i makabryczny „Koszmar Alicji w Krainie Czarów” jest grą książkową, zwaną tudzież grą paragrafową. Od nas zależy więc, na jaką minę wpakujemy naszą bohaterkę i czy w ogóle uda jej się zrealizować powierzoną jej misję!
Gotowi na wyzwanie?
Tym razem Kraina Czarów i dawni przyjaciele Alicji są w niebezpieczeństwie. Okrutna Królowa Kier sieje zniszczenie i przerabia wszystkich w „żywe zegary”. Tylko nasza mała bohaterka może ją powstrzymać - zabijając ją. Zanim jednak zrozumie, dlaczego wybór padł na nią, jak ma tego dokonać i w ogóle zbliży się do wroga, będzie musiała odnaleźć się w nowej wersji świata, którego niestety nawet nie pamięta. A łatwe to nie będzie. Co krok czyhają bowiem odrażające kreatury, straszne tik-takacze, mielizny, ślepe zaułki, pułapki, ucieleśnione fobie, obezwładniające lęki i oblepiający swoimi mackami obłęd.
Chociaż początkowo wydaje nam się że, dla takich starych wyg jak my, rozgrywka będzie prosta, to „Koszmar Alicji…” szybko sprowadza nas na ziemię: nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji podejmowanych przez nas decyzji. Nasz najmniejszy błąd, może kosztować Alicję życie, a wtedy trzeba zaczynać całą rozgrywkę od początku!
Jeśli o mnie chodzi, mierzyłam się z tą przygodą kilkukrotnie, by wypróbować przeróżne kombinacje i możliwości. Muszę się wam przyznać, że początkowo chciałam wykończyć Alicję - należę bowiem do tych osób, które grając np. w „The Sims” przede wszystkim szukały wszystkich możliwych sposobów by ukatrupić swoją postać – dopiero później chciałam wygrać. To drugie okazało się trudniejsze, ale na szczęście nie niemożliwe i bawiłam się przy tym świetnie.
Gdybym miała wybierać, to najgorszym momentem w całej grze było dla mnie wejście do labiryntu. Straciłam w nim mnóstwo czasu, miotając się w kółko i myśląc, że sama już zbzikuję i się nigdy z niego nie wydostanę. Dopiero przy kolejnym razie wpadłam na to, by zanotować sobie kombinację, która pozwoli mi szybciej dotrzeć do serca labiryntu i nie dostać przy tym szału. Ale jak to mawiają: lepiej późno niż wcale.
Co będzie potrzebne?
Jeśli nie zależy wam tylko na poznaniu fabuły i nie bierzecie pod uwagę rezygnacji z walki oraz prowadzenia statystyk (bo taka opcja gry, również jest możliwa), zaopatrzcie się w: kości do gry (taki wstęp do RPG) lub karty (można użyć zwykłych lub tych dedykowanych do gry, które, tak na marginesie, są przepiękne), kartę postaci oraz ołówek i gumkę (bo wartości będą się dynamicznie zmieniać). Tabele do gry znajdziecie oczywiście w książce. Jeśli jednak, tak jak ja, czujecie opór przed kryklaniem na kartach powieści, to na szczęście można sobie wszystko osobno wydrukować – pliki są dostępne na stronie wydawnictwa.
Co fajne, zabawa zaczyna się już w momencie, gdy „tworzycie” swoją Alicję. Musicie m.in. określić wartości jej cech: zwinności, szaleństwa, rozumu i walki. Oczywiście nasza bohaterka ma też inne zdolności, ale nie chcę zbyt wiele zdradzać. Dodam jeszcze tylko, że Ala ma określoną wytrzymałość, dlatego warto zbierać przedmioty pomagające w jej regeneracji. Zresztą nie tylko takie, najlepiej w ogóle zdobyć jak najbogatsze „wyposażenie”, bo nigdy nie wiadomo, kiedy co się przyda. Jedno jest pewne: nuda w tej mrocznej krainie nikomu nie grozi, niezależnie od tego w jaki sposób poprowadzi swoją bohaterkę.
***
Na słowa uznania zasługują także okładka i ilustracje Keva Crossleya. Nie dość, że tworzą z historią spójną całość, to na dokładkę są oszałamiające i budzą w czytelniku podskórny lęk oraz niepewność. Wolałabym takich widoków w swoich koszmarach nigdy nie zobaczyć, bo mogłabym się już nie obudzić!
Ta paragrafówka, to must READ and PLAY nie tylko dla fanów wszystkiego co Alicjowe. W taką otchłań szaleństwa wskakuje się z rozkoszą i bez cienia zwątpienia.