Rebecca Roanhorse zdołała już zebrać sporo nagród branżowych i nominacji do nich, ale w Polsce pozostaje niemal nieznana. Ukazała się u nas w poprzednich latach tylko jedna jej powieść, młodzieżowe fantasy "Wyścig do słońca". "Czarne słońce", pierwszy tom trylogii "Między Ziemią a niebem", pomimo wspólnych elementów w tytule, zdecydowanie przeznaczony jest dla dorosłych czytelniczek i czytelników. Autorka najwyraźniej poświęciła sporo czasu i wysiłku w przygotowanie dwóch najmocniejszych elementów konstrukcji tej powieści: opisanego świata i głównego bohatera, chociaż nie ustrzegła się też całkiem poważnych błędów strukturalnych i niekonsekwencji. Zgaduję, że wynikają one z założeń całego cyklu (może miała to być jedna książka?), ale trudno ocenić, na ile kolejne tomy zdołają te mankamenty skompensować. Mam jednak nadzieję, że bilans zalet i wad będzie znacznie korzystniejszy, gdy już cała trylogia zostanie ukończona.
Powieściowy świat Meridianu, nawiązujący do historycznych społeczności dawnych mieszkańców Ameryki Południowej i Środkowej, jest całkiem spójnie i sensownie opisany z posmakiem chili, kakao i czekolady w tle, ale nieco brakuje w nim detali, powiązań i różnorodności, które zwiększałyby jego wiarygodność. Autorka nie miała tu łatwego zadania, nawiązując do rzeczywistości historycznej, która polskim czy anglojęzycznym czytelniczkom i czytelnikom niekoniecznie musi być znana. Równocześnie jednak nie starała się do końca wykorzystać potencjalnych atutów a egzotyczne czy niesamowite elementy powieściowego świata zbywane przez nią były nierzadko jedną wzmianką w tekście (jak choćby gigantyczne nartniki), przez co wydawały się jedynie sztucznymi ozdobnikami. Równocześnie opisom towarzyszyła czasami niekonsekwentna stylizacja językowa (mogła być ona jednak "zasługą" tłumaczki - nie dysponuję oryginalnym tekstem), w której pojawiały się ślady współczesnej terminologii, np. marketingowej ("panujące trendy"), społeczno-ekonomicznej ("godzina policyjna", "turystyka") czy chemicznej ("alkohole"), nijak niepowiązane z powieściową rzeczywistością. Pomimo tego, łatwo było uwierzyć w wykreowaną rzeczywistość.
Głównym motywem fabuły jest niezbyt oryginalna zemsta, jaką zaplanowała Saaya, matka głównego bohatera, Serapia, na kaście kapłańskiej ze stolicy kraju, która stała za wymordowaniem członków jej klanu. Pomimo osobistych motywów plan zemsty jest niezwykle ambitny i zakłada wykorzystanie potęgi dawnych klanowych bogów, usuniętych w cień przez kapłanów Słońca. Postać głównego bohatera wiedzie (uwidaczniane w retrospekcjach) życie naznaczone bólem, tragicznym przeznaczeniem i bezwzględnością matki, która nie zawahała się oślepić syna, by zagwarantować powodzenie swojego planu. Trudno nie przejąć się jego losami, nawet gdy działa on jako awatar okrutnego boga, który nie cofa się przed mordami i masakrami. Niejednoznaczność tej postaci, łączącej niewinność i niedoświadczenie z magiczną potęgą i bezwzględnym okrucieństwem, zwiększa jej autentyczność i wiarygodność, dodatkowo podbudowywaną solidnym przygotowaniem autorki do zachowania autentyczności opisów zachowań i odczuć osoby niewidomej. Drugą główną bohaterka, kapłanka Słońca imieniem Naranpa, opisana jest bardziej powierzchownie i z mniejszym dramatyzmem - chwilami miałem wrażenie, że autorka potwornie się spieszy, spłycając emocjonalnie choćby jej potencjalnie wieloznaczną relację z porzuconym w dzieciństwie bratem czy polityczno-erotyczny romans. Postać ta bywała przez to bezbarwna a momentami nawet irytująca, lecz pomimo tego oboje, Serapio i Naranpa, nie mieszczą się w czarno-białych schematach dobra i zła a skomplikowane motywacje i historie ich życia nie obiecują prostych rozwiązań fabularnych. Trudno więc w czasie lektury odgadnąć czy ich konfrontacja jest rzeczywiście nieuchronna a czytelniczki i czytelnicy muszą przekonać się o tym samodzielnie. Nie jest to trudne, bo książka jest dość krótka. Mam o to trochę pretensji do autorki, gdyż potencjał dramatyczny i emocjonalny tej opowieści nie został wykorzystany do końca, wiele wątków i postaci zostało przedstawionych w postaci jednorozdziałowych migawek, znaczna cześć zagadek pozostawiona w zawieszeniu lub w ogóle zignorowana a pozostałe główne postaci nie miały zbyt wielu okazji by rozwinąć skrzydła. Sprawia to chwilami wrażenie, jakby pierwszy tom został w sposób nieplanowany oddzielony od większej całości. Nie zmienia to jednak tego, że
"Czarne słońce" to jedna z lepszych książek fantasy, jakie przeczytałem w tym roku.
Mam nadzieję, że trylogia jako całość jest jeszcze lepsza.