"To mnie zabije" premierę będzie miała już jutro, ale miałam przyjemność, dzięki Wydawnictwu Muza, przeczytać ją w weekend i szczerze powiem, że choć znam twórczość Macieja Kaźmierczaka, to jednak zaskoczył mnie tym, co tym razem postanowił zawrzeć w swojej powieści. A dlaczego?
Mniej więcej wiedziałam czego po autorze się spodziewać i przez to też ustawiłam mu dość wysoko poprzeczkę zakładając, że skoro to jego kolejna książka oscylująca wokół thrillera, to każda kolejna będzie lepsza. Czy nie zawiodłam się i jest to świetny dreszczowiec?
Zacznijmy jednak od tego, o czym w ogóle jest ta powieść, bo szczerze mówiąc, już po lekturze zerknęłam na opis i gdy zobaczyłam tam dopisek "Thriller psychologiczny inspirowany kultowym filmem "Leon Zawodowiec"", o mało nie uderzyłam płaską ręką w czoło. Generalnie nie czytam opisów przed lekturą, bo potrafią zdradzić zbyt wiele, ale po fakcie, gdy jeszcze jestem ciekawa jak inni odbierają daną historię, już mi się zdarza i szczerze mówić to był strzał w kolano.
Poznajemy główną bohaterkę, Matyldę, która pracuje na tak zwanych kamerkach internetowych. Są to erotyczne streamingi. Jest lekomanką, ale to nie jej jedyne uzależnienie, bo taka popularność budowana w internecie również może wciągnąć w swoje macki i tak się niestety dzieje. Kiedy zaczyna jej spadać oglądalność postanawia, że za wszelką cenę musi znów być na szczycie oglądalności. I tutaj rozpoczyna się akcja właściwa, gdzie w grę zostają wplątane takie osoby jak ona. robi się brutalna, a kobietami takimi, jak ona bardzo łatwo manipulować. Robi się nieprzyjemnie, zostają uprowadzone kobiety i w paskudny sposób wykorzystywane, a to tylko początek...
W tym miejscu wiele osób sobie zada pytanie i gdzie ten "Leon zawodowiec". A no, jest taki jeden mężczyzna umieszczony w fabule, który nosi takie właśnie imię. I według mnie na tym powiązania wszelaki się kończą. Nie mówię, że to źle, bo szczerze powiedziawszy jednak przyjemniej czyta się opowieści nie doszukując się jakichkolwiek inspiracji innymi filmami czy książkami.
Cała akcja jest szybka, gwałtowna, brutalna, a to są już takie cechy, które do autora przylgnęły według mnie już jakiś czas temu i są równocześnie ogromnymi zaletami w każdej kolejnej opowieści, którą snuje. Ma być ponuro, ma być duszno i wręcz napawać strachem. Tutaj tak właśnie jest i faktycznie to thriller pełną parą.
Co dla mnie jeszcze jest istotne, to poruszanie aktualnych tematów. Akurat mam ostatnio jakieś takie szczęście do książek o podobnej tematyce, bo wpadła mi w ręce ostatnio książka w zupełności obyczajowa, a w zasadzie nawet romans również z wątkiem seks kamerek, ale tam niestety wszystko było nie tak i postanowiłam ją rzucić w kąt, nawet nie skończyłam czytać. Troszkę się obawiałam, że wpadłam w zły moment, ale na szczęście Maciej Kaźmierczak pokazał, że ta tematyka lepiej pasuje do dreszczowca. A przecież to wszystko teraz mogłoby się wydarzyć w rzeczywistości. I to powoduje, że uczucie niepokoju zostaje jeszcze na długo po poznaniu historii Matyldy.
Z całą pewnością mogę polecić tę książkę i sprawdza się jako thriller psychologiczny choć gdzieś z tyłu głowy stuka mi myśl, że mam lekki niedosyt, to z tym autorem tak już mam. Są to dobre książki, czyta się szybko i chętnie sięgnę po kolejną, ale nie trafi to mojej topki.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza.