Dlaczego ludzie „wpadają na siebie”? Jak to jest, że nieznane drogi życia dwójki obcych sobie ludzi nagle przecinają się wzajemnie i okazuje się, że nie wiadomo kogo przepuścić pierwszego. Kobietę, bo wypada? Czy mężczyznę, bo jakiś smutny i nieobecny? I w tym dwuosobowym tłoku okazuje się, że nikt nie chce iść dalej. Oto spotyka się dwójka ludzi, którzy już nie chcą iść dalej. Zostają tu, z tą osobą, w tym miejscu. Siadają na ławce, biorą się za ręce, a że wokół nóg biega zazdrosny psiak, to już efekt uboczny. Uboczny, ale jakże miły.
Tak się dzieje z Maćkiem i Bożeną... i z Mufą, psem.
On składa wypowiedzenie. Rezygnuje z bycia dyrektorem Departamentu Kredytów w Banku, nie chce dłużej być pionkiem w mrowisku bankowców żyjących na niewyobrażalnie wysokich górach nielegalnych pieniędzy. Zresztą, i tak zbyt długo tu był, o co się obwinia. Pośredniczył w transakcjach, do których powstawały odrębne warunki zawarcia umów, czy dziwne (jednorazowe) klauzury. Nieoprocentowane kredyty dla specjalnych klientów. Maciej był kimś na kształt łącznika pomiędzy stronami, niezbędnym ogniwem. Ale zegar od dawna zbyt głośno tykał sekundnikiem, zmierzał do ostateczności.
I nagle rzeczywistość ulega drastycznej metamorfozie. Pojawia się CZAS, nawet dużo tego... CZASU, z którym po tygodniu nie wiadomo, jak sobie radzić. Przez przypadek poznaje Bożenę. Ta go pociąga, fascynuje w jakiś zaskakujący dla Macieja sposób. Inaczej jest jednak z nią i jej Mufą, szczekającym pupilem. Jak ta trójka się dogada i czy w ogóle zacznie mieć ze sobą coś więcej wspólnego? Czy wolność (choć niedosłownie) i czas okażą się być sprzymierzeńcami Maćka? Tutaj zawieszam głos, nie mówię nic więcej. Z mojej strony to zaproszenie do lektury...
„Origami dwojga istnień i psa” to zaskakująca i jednocześnie bardzo dobra powieść, która zbudowana jest z obrazów widocznych w kalejdoskopie. Zasadnicza fabuła ma wiele wątków pobocznych, które nazwałam haczykami. Ich się chwytam, bo chcę być obserwatorem. Nie chcę identyfikować się z żadnym z bohaterów, chcę patrzeć na scenę rozgrywającą się przed moim oczami. Skupiam się na Maćku i jego reakcjach, ale zaraz koncentruję się na Bożenie, która od samego początku jest zdystansowana. Nie mam potrzeby, jako czytelnik, zabierać głos, czy ingerować. Przyglądam się literacko świetnej historii i puszczam moją wyobraźnię. Podejrzewam co nadejdzie,przeczuwam dokąd życie każdego z bohaterów zaprowadzi, choć tak wiele dróg wyboru...
Czy zauważą małe szczęścia u stóp, które wyrosną, jak kwiaty na łące? - pytam sama siebie. - Czy się zmienią wewnętrznie? Gdy spotyka się dwójka dorosłych ludzi, to muszą się jakoś potrzebować. Ta potrzeba obecności drugiej osoby nie jest przypadkowa, wynika z wnętrza, z duszy. Sobą przyciągamy, a często będąc tego nieświadomym, zaprzepaszczamy ową szansę.
Autor, Krzysztof Łabenda porywa – dosłownie – zarówno stylem pisania, fabułą, jak i niebywałym intelektem. Jego wiedza na temat bankowości, czy polityki monetarnej, w którą wchodzimy już od pierwszych stron powieści sprawia, że czytelnik, wodzony za nos przeczuwa „trudną powieść”. Odnosisz wrażenie, że oto znajdujesz się w świecie wielkich pieniędzy, nielegalnych interesów i obłudnych kłamców mianujących się prezesami i dyrektorami. Że ta powieść będzie osadzona w środowisku bogaczy, którzy się dalej bogacą. Ale – co fascynujące – brniesz w to. Świetnie pisana książka zaprasza cię w swe strony, a ty... idziesz. Baa, jesteś oniemiały, bo wiedza pana Krzysztofa, prowadzenie treści i styl, jakim pisze – to jest urzekające. Świetnie skrojeni bohaterowie, całe tło tej powieści i to, jak ona pochłania, to wszystko mówi samo za siebie. To bardzo dobra książka. Przemyślana, błyskotliwa i świetnie prowadzona literacko.
Pana Krzysztofa będę od teraz mieć na oku...
@wydawnictwopsychoskok