Na „Lovebirds. Na zawsze” nie musieliśmy długo czekać, bo raptem kilka tygodni. Nie wiem jak Wam, ale mi ten czas dłużył się niemiłosiernie. Tak bardzo chciałam poznać dalsze losy Connora i Kate, że jak tylko książka wpadła w moje ręce wszystko inne zeszło na drugi plan. Nic nie mogło mnie powstrzymać przed przeczytaniem tej książki.
Connor walczy sam ze sobą, między poczuciem obowiązku i lojalnością wobec przyjaciół a zmieniającymi się uczuciami do Kate, która z kolei zaciekle walczy o jego miłość. Nie tą którą darzył małego Kajtka, ale taką jaką powinien darzyć Catherine, kobietę z krwi i kości a nie małą dziewczynkę. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego, że do tej pory znała Connora w okrojonej wersji, przeznaczonej dla małych i grzecznych dziewczynek. Nie wie zbyt wiele o jego życiu i przeszłości. Czy oboje poradzą sobie z nową sytuacją? Czy uczucie będzie na tyle silne aby zmierzyć się zarówno z nowymi realiami jak i rodzicami Kate? Jaki udział w tej sytuacji będzie miał Mike?
Historia bohaterów jest zarówno trudna jak i urzekająca, słodka i gorzka. W trakcie lektury, możemy bardziej poznać Connora, jego przeszłość i rodzinę. To co zrobiło na mnie największe wrażenie to uczucie łączące jego i Kate, ale również to jak autorce udało się uchwycić różnice między nimi. Dojrzały, świadomy mężczyzna, znający swoje potrzeby a z drugiej strony dziewczyna, która dopiero wkracza w dorosłość, która nie zna swojej seksualności, swoich pragnień oprócz tego jednego – mieć Connora i być dla niego wszystkim. Docierali się powoli, poznawali pragnienia i potrzeby zarówno swoje jak partnera. Efekt wyszedł znakomicie. W szczególności podobało mi się to jak Kate pokonywała własne bariery, przełamywała lody, oswajała się nawet ze swoim ciałem i mierzyła z wlasnym wstydem. Świetnie zestawiona została różnica między Amerykanami a Polakami, a dokładnie mentalnością jaką mamy przez wzgląd na nasze tradycje czy wychowanie. To co na Florydzie jest zwyczajne, normalne (pomijam zwyczaje szalonej rodzinki Connora, - którą wierzcie mi zechcecie poznać :D), u nas często jest nie do pomyślenia, a wręcz trudne do ogarnięcia ludzkiemu rozumowi.
Uwielbiam pióro autorki, a „Gołąbeczki” są po prostu majstersztykiem. Zawierają w sobie tak wiele emocji, które poruszają w czytelniku czułe strony. To jak bohaterom trudno się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Choć znają się od lat, darzą się najpiekniekszym z możliwych uczuć to teraz stają nie tylko przed nową dla siebie sytuacją, ale muszą zmierzyć się z otoczeniem, które nie zawsze będzie dla nich życzliwe. Czy ich uczucie będzie na tyle silne, aby pokonać przeciwności oraz osoby, które nie będą przychylne ich relacji?
Ta dylogia zdobyła moje serce i już znalazła się w śród moich ulubionych. Fenomenalna fabuła, trudne kwestie wychowania, okraszone pożądaniem i namiętnością, ale przede wszystkim cudownym, nie zważającym na nic uczuciem. Zakochałam się w niej. Z pewnością do niej wrócę i to nie raz, bo nie da się o niej zapomnieć. Po jej przeczytaniu nie da się odłożyć zwyczajnie na półkę jako jedną z wielu. O nie. Ona zagości na półce z tytułem „PEREŁKI”. Droga Autorko chcę więcej takich treści 😊