Najbardziej przerażająca w sytuacji ludzi zamieszkującej Koreę Północną jest obojętność świata na ogrom cierpienia, jakiego doświadczać muszą Koreańczycy. Do powszechniej świadomości przedziera się niewiele faktów z wewnętrznej sytuacji tego kraju, a obrazki rozentuzjazmowanej prezenterki telewizyjnej opowiadającej o sukcesach władz niewiele mówią o nędzy zwykłego człowieka. Dlatego właśnie świadectwo Masajego Ishikawy w książce „Za mroczną rzeką” jest tak poruszające i dramatyczne.
Bohater i narrator książki, jako syn Koreańczyka i Japonki, opowiada historię swojego życia. Trudną rzeczywistość w Japonii, gdzie musiał mierzyć się z przemocą ojca wobec matki, potem jego całkowitą przemianę i wyjazd do Korei, gdzie czekać na nich miał raj na ziemi – bogactwo i nowoczesność. Doświadczyli jednak zgoła czegoś innego. Nieustanny głód spowodowany idiotyczną polityką żywieniową i rolną władz, szykany z powodu japońskiego pochodzenia, korupcja i nieuczciwość towarzyszy niedoli uczyniły to życie piekłem na ziemi. Dziesiątki lat walki o przetrwanie, o kęs marnego jedzenia, skrawek łachmana, który choć odrobinę mógłby uchronić przed dojmującym zimnem, bezkarność władz i policji, brak jakichkolwiek uczuć i więzi pomiędzy sąsiadami, którzy chętnie wyciągali rękę po nędzne pożywienie, ale pomocnej dłoni – nigdy. Jakie spustoszenie w ludzkiej psychice mogą wywołać lata takiego życia – w beznadziei, bezradności, braku perspektyw, to tylko sam autor wie.
Książka jest dość krótka, czyta się szybko, jednak boleśnie. Została napisana prostym, skąpym wręcz językiem, przepełniona jest bólem spowodowanym brakiem możliwości poprawy swojego położenia. Trudno uwierzyć, że państwo tak okrutnie traktuje własnych obywateli, tak nieudolnie dba o zaspakajanie podstawowych potrzeb, a jednocześnie tak uporczywie ich kontroluje, zupełnie nie widząc wartości i godności w pojedynczych życiach. Mało jest w niej polityki, tylko relacja szarego człowieka, doświadczającego jej skutków. Jego świadomość, że wszyscy zostali potwornie oszukani, za namowami trafili do piekła i nie mogą nic z tym zrobić, nie mogą się poskarżyć, prosić o pomoc, bo od razu stracą życie. Mogą jedynie starać się przetrwać.
Masaji Ishikawa ucieka z tego piekła, trafia na ludzi, którzy okazują mu życzliwość, udaje mu się wrócić do Japonii, ale akcja jego ewakuacji, rokowania rządowe między Chinami i Japonią pozostawiają niesmak i rozgoryczenie. Uświadamia, że dla polityki jednostkowe życie nie ma najmniejszego znaczenia. Japonia nie przyjmuje tego zniszczonego i niemal zagłodzonego człowieka z otwartymi ramionami. Bez wykształcenia, z doświadczeniem traktorzysty i węglarza trudno mu rozpocząć nowe życie. Nie mówiąc już o jego tęsknocie za pozostawioną w tym piekle rodziną. Mimo wszystko więc jego historia nie kończy się dobrze, choć życie trwa i nadal można mieć nadzieję.
Nie potrafię zrozumieć powodów, dla których człowiek niszczy człowieka. Zło w takiej skali jest niewyobrażalne dla nas, mających co jeść, w co się ubrać i gdzie mieszkać. Nie dowierzam woli życia, jaka ciągle tli się w ludziach doświadczających tak głębokiej i wielowymiarowej beznadziei. Nie mogę pogodzić się z tym, że nie ma woli politycznej, aby tym ludziom pomóc. To świadectwo życia w Korei Północnej jest rozdzierające.