Wykonało się. Przeczytałem w końcu sławne „Przeminęło z wiatrem”, dzięki kanapowiczom i wyzwaniu klasycznemu. Zakładam, że koniec końców skończyłoby się na filmie, którego nigdy nie obejrzałem, co wyszło na dobre, bo wtedy książki bym pewnie nie przeczytał. Trzeba w końcu przebrnąć przez 1119 stron...
Jak widać po ocenie, książka mi się bardzo podobała, choć czytałem ją cztery miesiące (ponad), to jak już ugryzłem (na świętach głównie), to poszło. Dlaczego zajęło mi to tyle czasu? Czy to zła książka? Nie! Podczas ubiegłorocznej wycieczki w góry, wziąłem lekturę do czytania, jak już zmęczę nogi eskapadami, zalegnę – poczytam. Książka jest napisana tak dobrze, że jak przebrnąłem przez pierwszy rozdział, tj. 20 stron z tysiąca, Scarlett tak mnie zagotowała, że rzuciłem byłem książką w kąt, a ja poszedłem się dalej cieszyć szczawnickim powietrzem i widokami.
Fabularnie, południe Nie-Tak-Zjednoczonych Stanów Ameryki Północnej w przededniu wojny secesyjnej, sielsko anielsko, wielkie plantacje bawełny, niewolnicy, i bogate życie wspomnianej wcześniej księżniczki, wraz z jej rozterkami. Georgia i jej mieszkańcy bardzo ciekawie przedstawieni, ze swoimi zwyczajami, sposobem bycia i życia oraz barwnymi mieszkańcami (i jakże barwnymi sukniami młodych panien). Myślę, że to jest też siłą książki, o czym już wspominałem wielokrotnie, że „kiedyś to pisali książki”, tutaj wszystko żyje. Przenosimy się tam niemalże fizycznie, wyobraźnia pracuje, opisy tego wszystkiego bardzo działają na czytelnika. Akcja, choć nierówno prowadzona, dzieje się. Po pierwszych stu stronach rozterek zmanierowanej i najbardziej irytującej kobiecej postaci jaką kiedykolwiek ‘przeczytałem’ zadziewa się wojna, sytuacja się zmienia i zaczyna się jazda.
Brzmi trochę jak kino akcji, ale nim zdecydowanie nie jest, choć zwrotów akcji nie brakuje, acz nie tak gwałtownych jak to dzisiejsi pisarze mają w zwyczaju. Natomiast jeśli już są, to takie, że nawet Remunio takich nie klei! Trochę irytujące natomiast było „podganianie” osi czasu o, dajmy na to kilka miesięcy, rok czy dwa do przodu na przestrzeni przewrócenia strony. Chwilami to dobrze, bo czytamy 1000 stron, a nie dwa tysiące, natomiast potrafi to wprowadzić lekki zamęt w przyzwyczajanym do spokojnej akcji umyśle czytelnika.
Książka świetnie opisuje okres historyczny, w którym umieszczona została fabuła, oprócz wcześniej wspomnianych barwnych i zapadających w pamięć mniej lub bardziej charakternych postaci (Mammy!), może nawet trochę przerysowanych, dostajemy całą masę informacji o polityce, jej ówczesnym postrzeganiu, ewolucji poglądów i tego jak zmienia się świat i ludzie w zależności od okoliczności – przez usta bohaterów, bo narracja jest niemal niezauważalna, nie mówi do nas autorka, a bohaterowie, rzeczywistość, która po prostu się dzieje. Bardzo mi się to podobało, choć na dobrą sprawę cieszę się, że to już koniec…
Tylko i wyłącznie dlatego, że główna bohaterka, wspomniana wcześniej Scarlett O’Hara a później miliona innych nazwisk irytowała mnie niepomiernie. Tak zmanierowanej, bezczelnej, niereformowalnej juleczki lalki nie spotkałem na kartach żadnej powieści nigdy! O losie, miejscami myślałem, że rozerwę tę tą książkę. Chociaż czytanie o georgijskich zalotach, tym całym „godowym” zwyczaju, to było coś niesamowitego. Flirtowanie ówczesnych bardzo młodych kobiet, żeby nie powiedzieć nastolatek, przypominało trochę Grę o Tron. Miejscami porywające, gdzie indziej denerwujące, z całą pewnością wybitne. Takie trochę jak w piosence Rammsteina, seks to bitwa, miłość to wojna. I choć seksu w tej książce nic a nic, to emocje między bohaterami opisane są nieprzeciętnie, żeby nie powiedzieć doskonale! Nie tak dosłownie, jak to się robi dzisiaj. Natomiast, cóż. Da się to odczuć. Tutaj, nie oceniając Scarlett… oceniając, bo po raz kolejny łapię się o tym, że tak znakomicie opisana postać odrywa mnie od recenzji samej książki, a skupiam się na postaci. W tym miejscu dochodzimy do poradnika prawdziwego mężczyzny.
Tak moi drodzy, Rhett Buttler, czyli główny przeciwnik Scarlett w powieści to mężczyzna na wskroś idealny, rzec by można wzór do naśladowania i mówię to z pełną świadomością swoich słów. Owszem ma szemrane zwyczaje, interesy i przeszłość (a może i teraźniejszość?), ale na pewno jest charakterem, o którym zapomnieć nie sposób. Charakterny, stanowczy, bezczelny w swój zawadiacki sposób. Historia niestety nie toczy się dobrze, i również dobrze się nie kończy (ups…). Wszystkiemu winna jest oczywiście wspomniana Precjoza, która swoim działaniem oprócz tego, że niesamowicie zaradna i walcząca z krzywdzącymi kobiety ówczesnymi konwenansami - wprowadza głównie pożogę w życiu uczuciowym mężczyzn. Rhett trochę tę naszą klaczkę siodła, trochę nie. I tak przez 1000 stron.
Ogólnie wrażenia z lektury mam pozytywne, choć miałem nadzieję na ewolucję głównej bohaterki, niestety się zawiodłem. Pomiędzy stronami 19 a 1119 nie stało się zupełnie nic, co zmieniłoby główną bohaterkę na lepsze. Książka jest dobra, ale należy mieć na uwadze, że była napisana stosunkowo dawno (1936!), może mieć pewne przekłamania (jest to fabuła, a nie podręcznik do historii) miejscami też jest trochę naiwna, i nieco za bardzo patetyczna w niektórych kwestiach, natomiast to dobra lektura. W każdym razie absorbująca.
Czy przeczytam drugi raz? Nigdy! Raz się przejechała na mnie O’Hara, i nie dam się jej osiodłać ponownie! I filmu też nie obejrzę!
14.01.2022 r.