Wydawać by się mogło, że Wojciech Chmielarz skręca niebezpiecznie na tory literatury popularnej, niewymagającej i, rzecz by można, masowej. Czy aby na pewno? Po mniej lub bardziej udanych eksperymentach z gatunkiem thrillerów (Świetne "Żmijowisko", całkiem dobra "Rana” i kompletnie słaba „Wyrwa”) pisarz próbuje swoich sił z gatunkiem sensacyjnym. Nie jest to taki zły pomysł, zważywszy na to, że gatunek niedaleki kryminałom. W pisaniu tychże Wojciech Chmielarz czuje się jak ryba w wodzie i choć zdetronizował już Zygmunta Miłoszewskiego, nie spoczywa na laurach i nadal robi to naprawdę dobrze. Jak mu wyszła „Prosta Sprawa” ?
„Strzelaniny, pościgi, wojny gangów – to mój chleb powszedni” jak mawiał Bolec w „Chłopakach nie płaczą”. Wielbiciele sensacji będą tutaj mieli pod dostatkiem rozrywki. W Prostej Sprawie nie brakuje akcji, dzieje się, ale z właściwym kunsztem literackim i bez zbyt oszczędnego konstruowania tak samej akcji jak i postaci w niej uczestniczących. Autor tworzy powieść na wskroś sensacyjną (według tego co sam pisał, odcinkowo, na profilu na Facebooku, w dobie pandemii, by umilić nieco lockdown czytelnikom). Nieskomplikowana, ale spójna fabularnie historia wprowadza nas w świat jeleniogórskiej mafii i do końca powieści nienazwanego bohatera, który na przekór całemu złu rusza na pomoc przyjacielowi, do którego miał przyjechać w odwiedziny. Brzmi to wprawdzie jak początek filmu ze Stevenem Seagalem, lub następna część Johna Wicka, ale wierzcie mi – rozwija się nieźle. Do tego międzynarodowe układy mafijne z… czeską mafią! Nie są to jednak stereotypowe pepiczki z pilznerem w ręce i przysłowiowy czeski film*. Okazuje się, że Czesi mogą być… nieprzyjemni. Nie zdradzając fabuły, jest ona prowadzona dynamicznie, ale z rozwagą, by pod koniec książki, zgodnie z regułami sensacji przyspieszyć niczym dobry sportowy samochód podczas pościgów na srebrnym ekranie.
Co mi się szczególnie podobało, to kreacja bezimiennego głównego bohatera. Nie ślamazarny pseudo detektyw, czy policjant po przejściach, ale właśnie taki strong silent type wyszkolony w walce za pomocą własnych rąk, jak i oczywiście broni palnej. Nie znamy przeszłości bohatera, Autor dawkuje nam jedynie sceny „sprzed” fabuły, ale są one powiązane z tym co dzieje się „teraz”. Nie wiemy nawet jak się nazywa, za to jawi nam się zdecydowany, silny charakter, stanowczy facet i (tak, jeszcze raz to zaznaczę) świetnie wyszkolony i błyskawicznie dostosowujący się do sytuacji. Nie jest to superbohater w stylu Carterowskiego Roberta Huntera, Bezimiennemu czasem nie wychodzi, więc i dość realistycznie odnosi rany podczas swoich potyczek.
Historia to nie tylko wspomniane smaczki sensacyjne, to bardzo dobra intryga (jak w rasowym kryminale, no ale to przecież Chmielarz…) i dobra historia, dostosowana do realiów w których jest prowadzona. Narracja dawkuje emocje, by w odpowiednich momentach strzelić adrenaliną w czytelnicze żyły.
I choć z niesmakiem zgrzytnąłem zębami ze dwa razy przy niektórych kwestiach związanych ze strzelaniem, czy samą bronią palną, to nadal bardzo dobra rozrywka. Nie chcę, żeby Wojciech Chmielarz porzucał ambitne pisarstwo dobrych kryminałów na rzecz sensacji, bo to będzie marnacja bardzo dużego talentu, ale będę zadowolony, jeśli pojawi się kontynuacja „Prostej Sprawy”.