Marcus Sedgwick to bardzo ciekawa postać, autor za dnia pracuje w wydawnictwie, zaś nocami jest perkusistą w zespole rockowym w Brighton. W wolnym czasie odpoczywa w swoim ogrodzie, robiąc to co najbardziej lubi – pisze książki ( Pocałunek śmierci, Księga martwych dni, Upadek mroku). Pasja ta przynosi mu ogrom satysfakcji i tłumy fanów. Jego prace niejednokrotnie zostały docenione prestiżowymi nagrodami np. Branford Boase Award, Guardian Children's Fiction Shortlist Prize, Edgar Allan.
Na książkę autorstwa Sedgwicka „Królowa Cieni” trafiłam przypadkiem, mój wzrok przyciągnęła biała okłada z wyraźną czerwona czcionką i wymownym tytułem, do tego intrygujący opis przekonał mnie, że warto zapoznać się z nią znacznie bliżej.
Powieść rozpoczyna się pieśnią, a właściwie historią okrutnego morderstwa, później wcale nie jest lepiej, z wielkim hukiem trafiamy do XVII wieku, w rejony Europy Wschodniej, a dokładniej w Zakarpacie do wsi Chust. Wita nas pogoda jak z baśni o Królowej Śniegu, jest mroźnie, śnieżnie i przerażająco gdyż osadę dookoła porasta ciemny las. W tej zapomnianej przez Boga wsi mieszka Tomas z synem Petrem, mężczyźni nie mają łatwego życia, obaj ciężko pracują jako drwale i są bardzo samotni, bo mieszkańcy osady nie akceptują obcych. Tomas swoje smutki topi w alkoholu, zaś syn poczucie wyalienowania zagłusza morderczą pracą. Jednak niedługo wszystko się zmieni. We wsi coś zaczyna zabijać zwierzęta, a w podejrzanych okolicznościach ginie kilka osób. Przerażenie sięga zenitu kiedy umarli zaczynają wstawać z grobów.
„Królowa Cieni” brzmi jak baśń, z tym że jest mroczna i potworna. Styl w jakim napisana jest książka można odebrać jako gawędę, bajanie. Krótkie zadania co niektórym osobom mogą nie przypaść do gustu, bo często w momencie w który mogłoby coś się zacząć już się kończy, ale dla fabuły tej historii ta forma jest idealna.
Autor sięga do korzeni legend wampiryzmu, w folklorze poszukuje mitów z nim związanych i bardzo umiejętnie tworzy z tego fascynującą opowieść. Nie znajdziemy w tej historii współczesnego wizerunku krwiopijcy, nieumarli czy też varcoloc lub strigonii, to postacie szkaradne, są to wzdęte trupy lub co gorsze istoty, które w niczym nie przypominają zmarłego. Te ohydne postacie napawają czytelniki strachem i powodują, że temperatura otoczenia spada o kilka stopni.
Na wielką pochwałę zasługuje tło powieści, mroźna zima z ciemnym lasem i ludźmi żyjących za pan brat z zabobonami nadaje historii cierpki smak. Mamy okazje poznać wiele interesujących zachowań, które oczywiście są zwykłymi przesądami, ale opisane są w sposób bardzo frapujący np. malowanie dachów smołą, czy zaślubiny umarłego. Pojawia się też wiele wierzeń na temat tego jak unieszkodliwić straszydło, jak choćby rzucanie do trumny kredy, sieci i gałązek głogu. Ta książka to skarbnica legend na temat nieumarłych, czytając przenosimy się w ten srogi krajobraz, gdzie śnieg ze spokojem przykrywa mogiły, w mroku czai się zło, a wszechogarniająca izolacja napawa paniką.
Muszę wspomnieć jeszcze o ciekawie zbudowanej postaci Petera, autor pozwala nam poznać myśli i uczucia chłopaka, dzięki temu mocniej odbieramy jego trudną relacje z surowym ojcem, a także nieprzychylnymi mieszkańcami.
Zastanawiam się jak ocenić tę książkę, „Królowa Cieni” jest niewielką opowieścią, możemy dosłownie przeczytać ją w dwie godziny i pewnie niejedna osoba stwierdzi, że jest to tylko przewidywalna historia z starymi mitami w tle – po części za pewne tak jest, ale muszę przyznać, że ta książka przywołała we mnie ciekawe wspomnienia, kiedy jako dzieciak jeżdżący na różne obozy, zaszyci w śpiwory, zarzucaliśmy się historiami o strzygach i wilkołakach, do tej pory pamiętam towarzyszące temu emocje i kiedy zaczęłam czytać powieść Sedgwicka przeżyłam to jeszcze raz, i za to autorowi dziękuję. Książkę jak najbardziej polecam.