TEKST ZAWIERA SPOJLERY Z KSIĄŻKI. JEST BARDZIEJ ROZWAŻANIEM FABULARNYM NIŻ RECENZJĄ.
Polacy uwielbiają ładne słowa, wielkie słowa. Uwielbiają jak się do nich ładnie mówi, ładnie intonuje, i oczywiście, jak się do nich ładnie pisze. Byle nie nazbyt oficjalnie, nie nazbyt górnolotnie. Nie urzędniczo. Nie za trudno. Za tymi słowami nic nie musi iść, nie musza one nic zawierać, nie musza też do niczego zmierzać. Emocja, chwila i ich ładność. Prostota. Niczym Śpiew. Dowodem na to może być, choćby w świecie literackim, w którym się przecież obracamy, sukcesy najpoczytniejszego polskiego pisarza, Remigiusza Mroza. Jest to pisarz o talentach niezaprzeczalnych, miliony sprzedanych egzemplarzy mówią same za siebie. Remigiusz pisze właśnie tak, jak lubią Polacy. Remigiusz pisze ładnie, prosto i tak sprawnie, że w konsekwencji trafia do czytelnika masowego. Jego światy są płaskie, postaci rozmyte, powierzchowne, fabuła nieskomplikowana a intryga praktycznie nie istnieje. Nie ma to natomiast dla czytelnika masowego znaczenia, gdyż Remigiusz pisze ładnie.
Bliska Znajoma to piąta część Komisarza Kruka policyjnej i życiowej drogi dostarczonej nam przez niezłomnego Piotra Górskiego. Piotr Górski nie jest jak Remigiusz, Piotr Górski w poszanowaniu czytelnika swoim pisaniem prezentuje treść. I po raz pierwszy od pięciu tomów mam z tą treścią problem. Bo gdyby samo pisanie miało być opisane, to jest nieustannie książka dziesięć na dziesięć z małymi, nieistotnymi dla całości zgrzytami. Ale tutaj się zaczynają schody. Bo cóz nam z dobrego pisania jak mi się jaźń czytelnicza kłóći z autorskim swiatotwórstwem, kiedy ja nie chcę, żeby akcja się działa tak jak się dzieje? I jak teraz ocenić ksiażkę? I czy to wpływ wydawnictwa, czy naturalna konsekwencja Autora? Konsekwencja, której dziś tak wielu rodzimym pisarzom brakuje? Czy to moda zrzucać na postaci kolejne klątwy nie dając im choćby krzty szczęścia, czy też naturalna kolej rzeczy wobec działań bohatera? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Intryga, czy oś fabularna Bliskiej Znajomej kręci się wokół zaginięcia jednej postaci, potem kluczowej drugiej, następnie mniej ważnej ale fabularni istotnej trzeciej. W tym wszystkim jest jakiś porządek, jakieś połączenie, i tak jak już cztery poprzednie razy pisałem, jest sens.
Nie mogę jednak się oprzeć wrażeniu, że główny antagonista już odkryty, pod sam koniec ksiązki okazał się być li tylko zbłąkaną duszyczką, a winowajcą łańcucha nieszczęść kolejnych postaci była jedna i ta sama osoba. Stara kobiecina, która przez całą książkę wypowiedziała może kilka zdań, pozornie nieistotnych, a jak się zastanowić absolutnie nieistotnych. I nie pasuje mi to, że mastermind całego zła, okrutnego zła, które się wydarzyło była jedna słaba staruszka, gdzie do wykonania wielu czynnośći potrzeba siły, mobilności, całego planu. I tak wiem, miała tego syna psychopatę, ale dlaczego mi się to nie zgrało? Powieść zaczynamy od porwania małego chłopca, o być może ekonomicznym podłożu. Został złapany winowajca, chłopiec odnaleziony, przy udziale oczywistym komisarza, któremu nie od tego tomu prażą się styki i wjeżdżają problemy z agresją. Niebezpieczne. Chłopiec się odnajduje, koniec tego wątku póki co. Kruk poznaje piękną policjantkę Lenę po przejściach, ale któż ich w literaturze policyjnej nie ma. Jest duża miłość, tzn prznajmniej w planach bo Lena znika. Porwali ją. Następnie okazuje się, że ma psychopatyczną przyjaciółkę-naśladowczynię i jej usłużnego brata, gdzie zarówno Lena, jak i brat spiskują przeciw psycholce, żeby ją w sekrecie przed nią samą leczyć. Okej, jest to realistyczna część. W pewnym momencie Piotr Górski znowuż nie pierdzieli się w tańcu i udowadnia, że nie jest tutaj dla mojego komfortu remuniowego pisania i wbija nie szpilę a szpadel w mój czytelniczy mózg. Dokładnie taki, jakim usiłowała się bronić Lena, kiedy zagryzły ją wygłodniałe psy.
Tutaj własnie mam ten problem, że mi Autor zniszczył wizję dobrej i przyjemnej fabuły, robiąc fabułę sklejoną jakby z dwóch książek, przeplatając je ze sobą. To się owszem łączy i zbija, ale takim niefortunnym zbiegiem i tak siłowym zabiegiem literackim, że nieco mi to właśnie zgrzytnęło po raz pierwszy od pięciu tomów. To nawet nie to, że wjedzie memiczne już „który jest synem kogo”, bo Autor przykłada do warsztatu najwyższą staranność. Tutaj nie spodobało mi się morze odchodów wylanych kolejno na powiązanych ze sobą bohaterów. Ale może taka jest rzeczywistość policyjno kryminalna? Że nie zawsze będzie tak pięknie? Na domiar złego powieść wbija mimochodem zgwałcenie i koronny klejnot zakopywanie zwłok… No na litość bogów! Zaczyna być tego nieco dużo jak na mój gust.
Ostatecznie patrząc na to z innej strony, mniej krytykanckiej, a właśnie filozoficznej. To główny bohater, Sławomir Komisarz Kruk. jest postacią trochę tragiczną i z jakiegoś powodu zmierzającą do właśnie takiego zakończenia. Batman, którego poniekąd narysowało dziecko Krukowi, w podziękowaniu za uratowanie, to taki trochę Jestem Zemstą Mściciel, którego potrzebujemy. Ale na mścicieli nie ma miejsca w Policji. Zostanie więc Batmanem, którego któs, jak w jednym komiksie, rozpozna frazą pełną szoku i zdziwienia „Ten Batman zabija!”
Najlepsze w tej całej serii jest to, że tak mocno weszła mi ta książka, że zamiast napisać dobra/zła i co dlaczego, rozwodzę się nad rozwiązaniami fabularnymi i dlaczego mi nie pasują. Być może dlatego, że treść, od której powieść aż kipi, nie jest różowa, nie jest ładna i zdecydowanie musiały by upłynać eony, żeby tak dobry Autor jak Piotr Górski osiągnął tak dobrą sprzedaż jak Remigiusz. Bo Remigiusz pisze ładnie, A Górski prawdziwie.
Konsekwentnie.
10.10.2024 r.