Gdy dotarła do mnie książka „Klauzula siódma” od wydawnictwa Novae Res, byłam zaskoczona i w pewnym sensie przerażona ilością stron, na których pan Michał Dąbek zamieścił wymyśloną przez siebie historię. Liczący ponad 700 stron wolumin rodzi obawy o zbyt przeciąganą opowieść i wiejące nudą opisy. Autor także nie uniknął tego rodzaju fragmentów, gdyż poza warstwą kryminalną zamieścił mnóstwo długich opisów, ogromną galerię postaci i wiele wątków, ale mimo to, nie wprowadza zamętu. Chociaż szkoda, że nie zdecydował się na mniejsze części tej powieści i nie zaprezentował jej w odcinkach, chociażby w formie dylogii lub trylogii. Mimo to czytałam ją z zainteresowaniem, skupiając się na istotnym elemencie tej powieści, czyli warstwie rozwiązania zagadki zniknięcia córki znanego biznesmena.
Sprawę próbuje rozwiązać nadkomisarz Andrzej Hopkins, który dostrzega, że to, co wyglądało na zwykłe porwanie dla okupu, ma zupełnie inny charakter. Oczywiście robi to według własnych zasad i to bardzo mi się w nim podobało, co potwierdza opinię o nim zamieszczoną na okładce:
"Gdy gra toczy się o ludzkie życie, nadkomisarza Hopkinsa zasady nie obowiązują."
W śledztwie pomagają mu ludzie z WZU, czyli z Wydziału do spraw Zaginięć i Uprowadzeń, do którego nadkomisarz należy od dwóch lat. Wśród nich jest młodszy aspirant Marcin Paprocki, który dopiero od niedawna należy do tej ekipy i ma za zadanie uczyć się od Hopkinsa metod pracy. Okazuje się, że ratowanie dziewczyny wymaga od wszystkich dużego poświecenia, którego skutki nikt nie jest w stanie przewidzieć, gdyż tropy wiodą w nieoczekiwanym kierunku.
Początek nie zapowiadał tak ekspresyjnej fabuły, gdyż wszystko zaczyna się wolno, po interesującym prologu, w którym poznajemy nadkomisarza Andrzeja Hopkinsa znajdującego się w opłakanym stanie. Wokół niego, w jego mieszkaniu panuje bałagan jak w melinie, obok widać słoik z niedopałkami papierosów, niedopitą butelkę whisky a on leży na podłodze na zimnych kafelkach kuchennych. Nie do końca w tym momencie wiemy, co go doprowadziło do takiego stanu. Jedyne, co wiadomo, że jest to skutek uspokojenia wyrzutów sumienia, po wydarzeniach, które miały miejsce w ciągu ostatniego tygodnia. Od razu autor wprowadza stan napięcia, gdyż nagle Hopkins słyszy, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Chwyta za broń i… w tym momencie następuje przerwanie tego wątku, by przenieść nas o kilka dni w przeszłość.
"Klauzula siódma" to typowy kryminał, w którym jesteśmy uczestnikami śledztwa, ale też poznajemy działania drugiej strony, nie wiedząc jednak kim są osoby z kręgu przestępczego. Akcja toczy się w ciągu kilku letnich dni, na przełomie lipca i sierpnia. Pan Michał Dąbek zafundował mi kilkugodzinną emocjonalną jazdę, której koniec jest trudny do przewidzenia. Często stosuje w swojej powieści zabieg wywołujący zaskoczenie poprzez nagle urwany wątek w najmniej oczekiwanym momencie.
Drobnym minusem są zbyt długie, często szczegółowe opisy, chociażby już w pierwszym rozdziale, gdy poznajemy charakter Warszawy, jej kakofonię dźwięków ulicznych, rytmu dnia. To, niestety jest charakterystyczne dla obszernych tomów, a to z kolei spowalnia akcję i rozprasza uwagę. Uważam, że można by było odchudzić jej objętość, co wyszłoby na dobre dla przebiegu poszczególnych wątków, których tutaj nie brakuje, a przez to pojawia się dosyć spora galeria postaci, informacji, tropów i koncepcji rozwiązania zagadki. Dodać jednak należy, że wszystko jest ujęte ładnym stylem, w którym nie ma za dużo wulgaryzmów, a zdarzają się często obrazowe, malarskie wręcz niuanse. Z tego względu są to teksty, które czyta się z przyjemnością. Wraz z prowadzonym śledztwem wkraczają bardziej wciągające wątki, wyłaniają się intrygi, niebezpieczne zdarzenia i nieciekawe osobowości, więc zdarzenia następują po sobie dosyć szybko, a wówczas i przerzucanie kolejnych stron następuje z coraz większą ciekawością.
Sprawa coraz bardziej się komplikuje i jej doprowadzenie do szczęśliwego finału wciąż odsuwa się w czasie. Na szczęście autor nie odbiega za mocno od głównego motywu, czyli porwania dziewczyny i jej odnalezienia, więc w sumie jest to lektura wciągająca i niebanalna. Powstał, więc kryminał, w którym odnajdziemy wątki osobiste bohaterów, tajemnice, sensacyjne wątki i nietypowy rozwój sytuacji, ale też zupełnie zaskakujący obrót sprawy. Sprawa została doprowadzona do końca, wyjaśniona, ale nie wszystko przebiegało według znanych schematów, łącznie z zakończeniem.
O panu Michale Dąbku nie znalazłam żadnej informacji, ani innych jego powieści, więc przypuszczam, że „Klauzula siódma” jest jego debiutem. Jeżeli tak, to jest to udane przedsięwzięcie, gdyż autor pokazał, że potrafi ujmować w słowa ciekawe pomysły o skomplikowanej, ale poukładanej fabule. Epilog sugeruje, że jeszcze spotkamy się z nadkomisarzem Hopkinsem w kolejnej powieści, ale w zupełnie innej roli i historii
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Novae Res
Gdy gra toczy się o ludzkie życie, nadkomisarza Hopkinsa zasady nie obowiązują. Jedno z najcieplejszych warszawskich lat, a w samym środku gorączki nadkomisarz Andrzej Hopkins próbujący odnaleźć zag...
Gdy gra toczy się o ludzkie życie, nadkomisarza Hopkinsa zasady nie obowiązują. Jedno z najcieplejszych warszawskich lat, a w samym środku gorączki nadkomisarz Andrzej Hopkins próbujący odnaleźć zag...
„Gdy gra toczy się o ludzkie życie, nadkomisarza Hopkinsa zasady nie obowiązują”. Liczy się czas i precyzja działań, a wszystkie inne przyziemne sprawy powinny być odstawione na boczny tor. Człowiek...
"Każdy plan wydaje się doskonały, dopóki nie zostanie wykryty". Tam, gdzie stykają się ze sobą policja, biznes, polityka i światek przestępczy, nie może być spokojnie. Tam, gdzie pojawia się nadkom...
@WioletaSadowska
Pozostałe recenzje @Mirka
Życie na ulicy
@Obrazek „Gdy jest się bezrobotnym, bezdomnym i zdanym tylko na siebie w dużym mieście, trzeba wiedzieć rzeczy, na które ludzie zwykle nie zwracają uwagi.” Ludzi...
@Obrazek „W święta możemy poczuć się jak dzieci.” Pięć dni to niewiele, by zdarzyło się coś wielkiego, zwłaszcza w sytuacji, gdy są one tuż przed świętami, i niemal...