Lubicie Sheldona z „Teorii wielkiego podrywu”? Jeśli tak, to ta książka jest dla Was. Główny bohater, profesor genetyki Don Tillman jest typowym nerdem – uroczym naukowcem, społecznie nieprzystosowany, odmienny, ale za to bardzo inteligentny, z skłonnością do planowania i organizowania sobie czasu. Mi Don osobiście kojarzy się nie tylko z Sheldonem, ale pod względem inteligencji i postrzegania ludzi z Sherlockiem BBC. Podobne problemy z stosunkami międzyludzkimi i szczerością, wyrażanie swoich spostrzeżeń, nawet takich, które mogą obrazić innych. Przez to Don jest niezwykłą postacią, pełną barw, nie jest szablonowym bohaterem, nie jest płytki i przez to jest też nieprzewidywalny.
„Don Tillman się żeni. Tylko nie wie jeszcze z kim.”
Błyskotliwy romans, z inteligentnym i wyróżniającym się bohaterem. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia Dona, wpadamy do jego umysłu i od samego początku musimy jakoś przestawić się na jego tok myślenia. Z zdumieniem odkrywamy jego sposób postrzegania świata, nawet najbardziej codziennych czynności, które zostają sprowadzone do „operacji” najwyższej wagi. Kto z Was prowadzi „Ujednolicony Program Posiłków”? Ma zapełniony harmonogram całego dnia, co do sekundy? Don z pozoru wydaje się nudziarzem, szalonym naukowcem, jednak po poznaniu jego sposobu myślenia staje się najbardziej dziwną i ciekawą postacią, z którą miałam do czynienia.
Głównym wątkiem jest „Projekt: Żona”. Jak doszło do tego, że Don postanowił napisać szesnastostronicowy kwestionariusz? Otóż, postanowił się ożenić. Ale nie z kimś przypadkowym, jego preferencję, co do kandydatki są bardzo wysokie. Don chce znaleźć kogoś wyjątkowego, kobietę, która spełnia jego wymagające kryteria. Jego przyszła żona nie może palić, pić alkoholu, niech tylko spróbuje się spóźnić – od razu jest skreślona. Musi mieć przyzwoity zawód, odnajdywać się w matematyce i najlepiej też, żeby nie miała swojego ulubionego smaku lodów. Gdybyście nie wiedzieli, o co chodzi, to Don wytłumaczyłby Wam, że:
„Wszystkie lody smakują w zasadzie tak samo. Przyczyną tego fenomenu – szczególnie wyraźnego w przypadkulodów owocowych – jest wyziębienie kubków smakowych.”
Don z skrupulatnością wdrąża projekt „Żona”, gdy na jego drodze zupełnie niespodziewanie pojawia się Rosie. Barmanka, która nie tylko pije, ale też pali, ma niewyparzony język i ciągle się spóźnia. Okazuję się jednak, że jest także bardzo inteligentna, piękna, a Don świetnie się przy niej bawi. Rosie szuka też swojego biologicznego ojca, więc Don szybko podejmuję się kolejnego projektu – „Ojciec”. I w ten sposób spędza z Rosie dużo czasu, uświadamiając sobie, że stała się nie tylko jego przyjaciółką, ale także udało się wywrócić jego życie i przekonania do góry nogami.
Czytając książkę miałam zastrzeżenia do Dona odnoście jego podejścia do kobiet i miłości. Po pierwsze, tworząc kwestionariusz Don zaczął traktować kobiety przedmiotowo. Odezwała się we mnie wewnętrzna feministka. Wybranie partnerki życiowej w taki sposób? Często bez szacunku i jakiegoś pozytywnego uczucia względem tych kobiet, które nie spełniały kryteriów Dona. Później nastąpiła w nim zmiana, którą zapoczątkowało poznanie Rosie. Profesor Tillman podchodził z wyższością nie tylko do kobiet, ale też do swoich studentów, współpracowników, czy też ludzi, którzy go otaczali. Nie próbował ich nawet poznać, miałam wrażenie, że dla każdego miał określoną łatkę. Traktował ludzi bardzo powierzchownie i to w nim mi się bardzo nie podobało. Gdybym go spotkała pewnie mielibyśmy wielką kłótnię o jego podejście do ludzi. Z drugiej strony czytając książkę praktycznie siedzimy w jego głowie i zagłębiając się w jego przemyślenia można stwierdzić, że Don nie traktuję tych ludzi w ten sposób z własnej winy. Bo winne jest tutaj jego podejście „naukowca”. I przechodzę do kolejnej rzeczy, która mnie na samym początku uprzedziła do Dona – jego postrzeganie miłości. Don zaplanował sobie swój przyszły związek niczym projekt badawczy, podchodzi do miłości, jak do nauki. Sam przyznaje, że nie potrafi kochać. Jego mózg nie odczuwa takich emocji, jak reszta ludzi. Z jednej strony rozumiałam to, a z drugiej zastanawiałam się, czy Don po prostu nie wyeliminował emocji z swojego życia świadomie. Jego podejście do projektu „Żona” wydaje się być zabawne, ale tak naprawdę to krzywdzące dla niego, jak i dla kandydatek, z którymi się spotkał.
I teraz przejdę do tego, co powinno być na samym początku, czyli: „Dzięki Bogu, za pojawienie się Rosie!”. Ta kobieta sprawiła, że nasz klasyczny nerd, planujący wszystko naukowiec zmienił podejście nie tylko do projektu „Żona”, ale też do swojego dotychczasowego życia i do siebie. Don postanowił się zmienić, ale tak, żeby wciąż być sobą. Bo mimo wad, które wyżej wypisałam jest to bardzo uroczy człowiek. Za fasadą dziwności kryje się poczucie humoru i nadzieja, że zostanie zaakceptowany. Bo Don nie może się zmienić całkowicie – jest naukowcem, nie potrafi komunikować się z ludźmi, tak jak wszyscy, pasjonuję się naukami ścisłymi, komputerami i ma oryginalne podejście do życia – nadaje mu to niepowtarzalności. Profesor Tillman ma wiele zabawnych przygód, przy których zaśmiewałam się do łez, jego próby kontaktów z ludźmi kończyły się zwykle mimo wszystko w zabawny i pozytywny sposób. Sam Don nieraz był zaskoczony, że ktoś może odbierać go w tak przyjazny sposób.
„Projekt Rosie” to książka, która daje kobietom możliwość przyjrzenia się mężczyzną trochę bliżej. Narratorem jest Don, który przedstawia nam świat mężczyzn w bezpośredni i zaskakujący sposób. Czasem nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Dla kobiet jest to ciekawe i pouczające doświadczenie.
Oprócz moich uwag odnośnie samego Dona, mam też małe ostrzeżenie. Styl książki jest bardzo specyficzny, nie jest ona pisana lekkim i prostym językiem. Czasem gubiłam się w lekko przeintelektualizowanym świecie Dona, momentami czytało mi się ciężko i musiałam przerywać. Wiele trudnych pojęć, rozstrzyganie naukowych zagadnień i duża ilość opisów. Mimo wszystko nie mogę uznać tego za wadę książki, bo właśnie tym wyróżnia się ona z pośród lekkich i przyjemnych komedii romantycznych dla kobiet. Bo „Projekt Rosie” może przeczytać nie tylko kobieta, ale też mężczyzna. Postać Dona to największy atut tej książki, wyróżnia się na tle nudnych i przewidywalnych postaci. Przedstawia świat naukowców, jako fascynujący, a dziedziny, które wcześniej wydawały mi się skomplikowane i nudne, teraz są czymś, co warto przestudiować. I dowiedzieć się więcej, bo Don skłania czytelnika do wysiłku, jakim jest myślenie.
Ale…! Jest coś, co zupełnie nie przypadło mi do gustu. Otóż, zakończenie. Książka, która chce wyjść poza schemat tanich romansideł ma końcówkę niczym z rodem takich właśnie pozycji. Jestem rozczarowana, że autor nie napisał zakończenia trochę innego, bardziej w stylu reszty książki. Czytając je miałam wrażenie, że nie czytam „Projektu Rosie”, a zupełnie coś innego. Wielkie „nie” dla tej końcówki. Brakowało mi autentyzmu, główny bohater i przekaz gdzieś w tym romantyzmie się zgubił.
Poza tym, bardzo polecam „Projekt Rosie”. Jest to ciekawa pozycja, oryginalna dzięki Donowi i pełna wielu zabawnych sytuacji. Inteligentna komedia romantyczna. Po zakończeniu książki pomyślałam sobie, że z tego byłby całkiem dobry film. Ukazanie dziwności i aspołeczności głównego bohatera, jako czegoś atrakcyjnego. Bo, jak powiedział Sherlock „inteligencja to nowy symbol seksu”.
Ocena: 7/10