Wyobraźcie sobie sobotnie ciepłe, leniwe popołudnie, ze szklanką lemoniady w ręku, gdzie do pełni szczęścia brakuje wam tylko książki. Więc oto jest, ona, lekka, zabawna i inteligentna, zwą ja „Projekt Rosie”. Nie jest to kolejna przesłodzona historia romantyczna, wręcz przeciwnie, to wyborna i czarująca opowieść, gdzie poszukiwanie miłości to dobrze przemyślane i zaplanowane działanie. Od pierwszych stron samolubnie przepadłam w tej powieści i mimo, tego, że całość była ciut przewidywalna, a jeden z bohaterów budził moją irytację (tak Gene, o Tobie mowa), to bawiłam się wspaniale. Ta książka, to prawdziwe odświeżenie i zastrzyk dobrego humoru, nie przeintelektualizowana, ciepła i przyjemna lektura, to taki „comfort read’ na wszelkie smutki. I gdzieś tam, między zabawnymi dialogami i celnymi uwagami głównego bohatera, czai się historia o byciu innym, o zrozumieniu i zaakceptowaniu siebie i otaczającego świata, a także o tym, że to czego chcesz, nie zawsze jest tym, czego potrzebujesz. Z przyjemnością zasiądę do drugiego tomu, oby okazał się równie dobry, jak ten pierwszy.