Dlaczego tak bardzo nie mógł się Pan zdecydować, Panie Wojciechu? Dlaczego tak bardzo był Pan rozdarty podczas pisania tej powieści i, co gorsza, tak bardzo pozwolił Pan się opanować tej rozdartości. Naprawdę, nie wyszło to "Zombiemu" na zdrowie. Gdyby przyjął Pan, że to będzie po prostu klasyczny kryminał, tak jak to było z "Wampirem", poprzednią częścią tego samego cyklu przecież, i tak jak ten cykl miał generalnie wyglądać w Pańskim zamyśle wyglądać sądząc choćby po Pańskich wywiadach, mogłoby być naprawdę świetnie. Początek był pod tym względem bardzo obiecujący, mamy mocne otwarcie, szybko dowiadujemy się kto jest kim, widzimy co mniej-więcej będą robić poszczególne postacie, jaka będzie ich rola w fabule, jest nader fajnie. Chcemy to czytać, chcemy wtapiać się w tę historię. A potem... Cóż, potem zaczyna się Pan bawić w jakieś przedstawianie panoramy polskiego społeczeństwa, w pokazywanie, jak wygląda Polska w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku, w epatowanie nędzą (wrócę jeszcze do tego ostatniego problemu) która jest udziałem znacznej części tego społeczeństwa. I to w ogóle nie gra.
To, co tak dobrze zadziałało chwilę później, w nieoficjalnej trylogii Chmielarza w której właśnie zagadka kryminalna służyła ukazaniu tejże panoramy ("Żmijowisko" - "Rana" - "Wyrwa") tu nie działa w ogóle. Po części pewnie dlatego, że, no, skoro pisarz obiecał mi kryminał, skoro nastawiałem się na kryminał, a potem nagle mam coś silącego się na socjologiczne obserwacje, no to to jest zgrzyt i nawet pewne rozczarowanie dla czytelnika. Ale nie tylko dlatego. To po prostu nie gra i tyle. Nie czuję, nie kupuję tego Chmielarzowego obserwowania świata. Zamiast zaciekawiać, uczyć czegoś o naszym kraju i zamieszkujących go ludziach czy choćby skłaniać do refleksji, zwyczajnie mnie ono męczy. Nawet tak trochę tłumaczę sobie, że może młody autor musiał przećwiczyć to tu, by potem, w przywołanych wyżej trzech powieściach tak dobrze to zagrało (tak, to są trzy naprawdę dobre książki). W tych trzech to kupiłem, w tej nie. Chyba nawet wiem nieco dokładniej dlaczego - tam sprawność stylu, bez ozdobników, bez szarżowania, zwykła sprawność, rekompensowała mi tę potencjalną niezbyt wielką atrakcyjność tematu. Tu właśnie nie rekompensuje. Na szybko sprawdziłem w biogramie pisarza - tak, pierwszą z nich napisał nader niedługo po "Zombie". Okej, ale ten tekst oceniam tu jako byt autonomiczny i ciężko mi przyjąć, że ratuje go to, że pisarz się na nim czegoś uczył :)
No i jest jeszcze jeden problem z tą socjologiczną warstwą powieści. Użyłem powyżej określenia "epatowanie nędzą" i użyłem go nieprzypadkowo. Czy tylko ja miałem wrażenie, że Chmielarz znajduje jakąś masochistyczną przyjemność w opisywaniu brudnych mieszkań, biedy, dewastującego wpływu alkoholu na ludzkie życie, generalnie w jakimś przedziwnym turpizmie? Okej, wiem, na Śląsku jest dużo biedy, ludzie mają ciężko, nędza jest dziedziczona przez kolejne pokolenia. Tak, wiem, przyjmuję to do wiadomości, nie musi Pan aż tak tym, no właśnie, epatować, Panie autorze. Znowuż - ten mój problem z tymi elementami powieści wynika po części może z tego, że to jednak miała być literatura popularna i tego typu sprawy gryzą się z książką, którą czytam tylko i wyłącznie dla przyjemności. Ale chyba nie tylko z tego.
Wspominałem już, że warstwa stylistyczna powieści też mnie nie porwała. Było okej, ale jakoś tak "okej w dolnych stanach normy". Czytałem i nie cierpiałem (nawet, gdy około połowy pomyślałem sobie, że teraz już będę czytał, by po prostu doczytać do końca, to potem dość szybko mi przeszło :) ), ale większą część partii tekstu trudno uznać za jakieś mistrzostwo. Swoją drogą trochę śmiesznie wypadały te fragmenty, w których Pan Chmielarz silił się na zbliżanie się do pisarskiej perfekcji - i tak mamy tu m.in rozdział napisany z punktu widzenia wrony (tak, narrator stara się trzymać zasady "jeden rozdział - jesteśmy w głowie jednej postaci", choć nie zawsze mu wychodzi), synchroniczne ruchy dwóch różnych postaci w dwóch różnych miejscach i inne podobne tego typu cuda.
Podobnie postacie nie porywają, brakuje im jakiejś iskry. Jakiegoś "dorysowania". Dużo robią, mają wyraźne motywacje, ale niezbyt dużo wiemy o tym, co je tak naprawdę napędza, poza zewnętrznymi okolicznościami. Aha, i przy okazji jeszcze jedno zastrzeżenie - za dużo było nawiązań do poprzedniej części cyklu, do "Wampira". Pojawiały się praktycznie non-stop, przez całą powieść, przez co ludzie, którzy jej nie czytali mogli czuć się dziwnie. Gdyby to było kilka wzmianek na paru pierwszych stronach zapewne lepiej by to wypadło.
Całość po części ratuje sama końcówka, gdy akcja wraca do swojego kryminalnego aspektu. Pamiętacie moje początkowe narzekania i stwierdzenie, że lepiej by było, gdyby to był czysty (czy choćby "czyściejszy" :) ) kryminał? No to początek i, siłą rzeczy, koniec ma taki właśnie charakter i... są najlepszymi częściami powieści. Sprawnie napisanymi, trzymającymi w napięciu, zaskakującymi.
Gdyby tylko Pan się potrafił zdecydować, Panie Wojciechu... No, ale przyjmijmy, że w tej powieści Pan to się jeszcze uczył :)