Niestety padłszy ofiarą własnej nieuwagi sięgnąłem po poradnik, który nijak się ma do okładki, a napisy nań kłamliwe są bardziej niż najbardziej bezczelne reklamy wytworów mrozowego pióra. Nie zauważyłem subtelnych znaków mówiących „Johnson, nein! To nie dla Ciebie książka, to nie z Twojej bajki, nie z Twojej strony barykady, nie dla Twojego czarnego serca pompującego smołę”. Nie zauważyłem ani wydawnictwa Vocatio (wezwanie) z logiem przypominającym krzyż, nie zauważyłem polecaczy książki, tj. Radia Chrześcijanin czy aleteia.pl, i boskiej strony kobiet. To ostatnie przecież może mieć zastosowanie w wielu produkcjach, wydaniach i innych objawach ludzkiej kreatywności. Książka to nic innego jak mocno zogniskowany na chrześcijańskie porady… poradnik. Miałem nadzieję na poradnik o relacjach międzyludzkich z naleciałościami jakiegoś pewnie coachingu, ale od 13 strony wjechał na papier Jezus i tak już się został. Dziełko nie ma nic wspólnego z tytułową sztuką przyjaźni, a 16 wydanie spod znaku wydawnictwa katolickiego, a nie naukowego (!) także powinno dać do myślenia. To jest tylko i wyłącznie dla mocno wierzących katolików, jeżeli do tego momentu Wam wystarczy, to koniec recenzji.
Ja się jednak będę pastwił dalej. Dlaczego jedna gwiazdka i kwalifikacja jako katastrofa literacka? Otóż:
1. Aspiracja i Autorytety. Kiedyś czytałem taką książkę o cip... O waginie i jej postrzeganiu na przestrzeni dziejów. Książka luźna, trochę z humorem, mimo iż mocno faktograficzna nie siliła się na miano naukowej. Kompletnie bez nadęcia, na luzie, a bardzo ciekawa i obfitująca w informacje. Natomiast Sztuka przyjaźni usilnie aspiruje do niewiadomojakiego i niewiadomojakprofesjonalnego poradnika, którego autor to podobno nawet psycholog i psychoterapeuta. A więc pan psycholog i psychoterapeuta sili się na pseudonaukowość. Jak to robi? Ano powołuje się na badania. Na jakie mógłbyś czytelniku zapytać? Nie wiadomo. Zostały przeprowadzone i tyle. Kropka. Dalej mamy powoływanie się na autorytety i mnogość cytatów. Jakie? Jako przykład wzywani są: Jezus (chrześcijański), Benjamin Franklin, Abraham Lincoln. Tak. Cytowani są... autorzy nowel z XIX wieku. Ale poetów też nie brakuje. Nie ma co, autorytety psychologii relacji międzyludzkich. Poza tym jeżeli już cytuje się "naukowców" to na zasadzie "pewien znany psychiatra...". Szczerze? Ja bym już wolał "tata a Marcin powiedział...". Ale to takie typowe dla podobnych wydawnictw budowanie wątpliwych przykładów pod tezę. Nie masz wiedzieć, masz wierzyć.
2. I musi seks być w poradniku o relacjach. A więc seks. Dokument na HBO o księdzu piszącym poradnik o seksie dla katolickich par o wdzięcznym tytule „I Bóg stworzył seks” (jest na jutubie za fryko) dostarcza więcej wiarygodnych informacji w temacie niż niniejszy volumen. O tym, że ta książka to żart, ustanawiam się w przekonaniu na stronie 28, gdzie: „Większość Małżeństw nie dyskutuje ze sobą o sprawach seksu”. Naprawdę? No ja rozumiem, że pierwsze wydanie jest z lat 70, ale w 2020 wypadałoby zaktualizować swoją wiedzę, przed reedycją. Tak wiem, religia katolicka nie aktualizuje swoich wydawnictw od około tysiąca lat 😉 No i fakt, nie jest to publikacja naukowa. Ale na litość Boga! A pardą!
3. Redakcja i coś na kształt treści. No tu już w ogóle dramatum na zasadzie książeczki modlitewnej, a raczej zbioru krótkich kazań do snu. Każdy rozdział kończy się jednym zdaniem, którym się właściwie zaczyna. Taka rzec można myśl przewodnia. Można było na tym poprzestać i zaoszczędzić 195 stron papieru i tuszu. Książka w swojej infantylności tłumaczy niczym dziecku dlaczego warto i fajnie być miłym. Raczej oczywista oczywistość niż tytułowa sztuka. Mniej więcej od połowy książka zamienia się w poradnik małżeński więc być może takie osoby znajdą w niej coś dla siebie. Kilka zdań, dosłownie kilka zdań to w miarę logiczny poradnik anger issues control. Także nie ma dramatu w 100%. Ale! Żeby nie było za dobrze to
4. I musi seks być 2: Przez kilka stron dalej lecimy o Erosie budzącym się w przyjaźni damsko męskiej. Autor namawia wręcz do zawierania przyjaźni z płcią przeciwną, koniecznie! Dlaczego? Być może potrzebuje podstawy do następnego rozdziału, o budzącym się w takiej przyjaźni erosie. Cóż za chrześcijański masochizm, właśnie z płcią przeciwną ma być przyjaźń, a dlaczego – masz czuć zakazy cudzołożenia! Są po ty by nas chronić. Ale musisz czuć męki. Bo jak dalej pisze autor seksualnie błądzisz! Więc jak już masz przyjaciółkę i bardzo Ci się jej chce ona podoba, to LUZ, po prostu nie myśl o tym, samo przejdzie. Tak. Totalnie tak to działa 😊 Boli Cię noga? Chce Ci się siku? Nie myśl o tym. Tak wiem, jesteśmy ludźmi i panujemy nad popędami, ale! Autor w braku elementarnej wiedzy biologicznej poraża swoją ignorancją nakazując odbiec myślami na inne tory.
5. Garść złośliwości. Reedycja tej mocno nieaktualnej społecznie książki to gruba pomyłka. No ale co ja tam wiem, to w końcu wydanie szesnaste! Być może korona wytłucze z 70% populacji i będzie trzeba kształtować stosunki społeczne od nowa na przykładzie 300 letnich postaci, papieża sprzed lat i Jezusa? Przecież te 30% co zostanie niekoniecznie musi być odpowiednio rozumne. A więc książka jak znalazł, a wydawcy wyczuli niszę! Opcjonalnie papier. You know…
6. Przeginam ze złości. W dobie dzisiejszych samotnych spacerów w kilkumilionowym mieście można było mieć nadzieję na garść porad, ale takich treściwych niczym vifon na przeciwko innych zupek (vifony są super). Ale Jezus? Jan XXIII? Franklin? Przyjaźń w ich wydaniu? Nope.
P.S. Na książce jest patronat kanapy. Widok ten był jak tłuczone szkło w gardle. Aż mi słabo.
18.03.2020 r., Książkę otrzymałem z klubu recenzenta nakanapie.pl