W powieściach, w których głównymi wątkami są te dotyczące zwierząt, uwielbiam to, że bardzo często mogę utożsamić się z opisywaną historią. Kiedy więc zobaczyłam najnowszą powieść Stevena Rowleya oraz jej opis... przepadłam i to całkowicie. Historia Lily i Teda wydała mi się okrutnie bolesna, a jednocześnie piękna. Postanowiłam czym prędzej zabrać się za jej lekturę. Czy rzeczywiście było tak, jak się spodziewałam?
Ted i Lily są najlepszymi przyjaciółmi od ponad dekady. Wspólnie spędzają czas, grają w gry planszowe, a Lily z anielską cierpliwością wysłuchuje kolejnych wyrzutów Teda na temat nowo poznanych mężczyzn. Problem jest jednak jeden – Lily to jamniczka, która o sprawach męsko-męskich nie wie za wiele, a jednak idealnie sprawdza się w roli powiernika swojego właściciela. Kiedy pewnego dnia Ted odkrywa na jej ciele niepokojącą zmianę chorobową, wie już, że zrobi wszystko, by Lily mogła cieszyć się długim psim życiem.
Powiem szczerze, że już pierwsza strona utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to pozycja idealna dla mnie. Relacja między Tedem i Lily, którą przedstawił autor powieści, jest piękna i sprawiła, że moje serce za każdym ściskało się ze wzruszenia i emocji, jakie stale towarzyszyły mi podczas lektury. Bo tak, już w tym miejscu muszę napisać, że książka Stevena Rowleya okazała się okrutnie bolesna, wzruszająca, a jednocześnie... na swój sposób pocieszająca.
Główny bohater zdecydowanie zasługuje na uznanie. Ted jest postacią, która raczej stroni od obecności innego człowieka, jednak nie jest całkowicie aspołeczny. Po prostu pewne życiowe doświadczenia sprawiły, iż obecnie wybiera towarzystwo swojego ukochanego psa albo najlepszego przyjaciela. Dzięki temu aspektowi poczułam, że mnie i tego bohatera łączy dość sporo – jedyna różnica polega na tym, że ja mojego ukochanego zwierzaka pożegnałam jakiś czas temu. Być może dlatego też odebrałam ten tytuł tak emocjonalnie?
Autor po raz kolejny oczarował mnie swoimi umiejętnościami pisarskimi oraz historią, która jednocześnie jest słodka, ale nie brak w niej goryczy, która potrafi wycisnąć z oczu czytelnika łzy. Ta historia właśnie taka jest – historia Teda i Lily skutecznie zajęła moją uwagę od pierwszego zdania, aż do ostatniego - pochłonęłam tę książkę w kilka godzin. Myślę, że to już mówi samo za siebie.
Jedynym minusem książki jest pewien fragment dotyczący walki (nie zdradzę z kim/z czym). Mam tu na myśli fragment dość specyficzny, który w pewien sposób wybił mnie z rytmu i gdyby w ten sposób została poprowadzona narracja do samego końca, moja ocena dla tej pozycji zdecydowanie uległaby zmianie. Ostatecznie jednak akcja wróciła na dobre tory, a ja jeszcze bardziej związałam się z tą historią. Tak, Do widzenia, Lily to powieść, która mimo wszystko trafia na moją topkę tego miesiąca (a kto wie, może i roku?)
Jeśli lubicie literaturę obyczajową, w której nie brak momentów pełnych ciepła, ale i bardziej wzruszających, czy dosłownie łamiących serce – ta książka zdecydowanie będzie dla Was. Powieść Stevena Rowleya właśnie taka jest i zasługuje na uwagę.