Troszeczkę bałem się lektury tej książki i odwlekałem ją jak mogłem. Jest bądź co bądź bardzo gruba, liczy sobie aż 700 stron. Skusił mnie jednak blurb, z którego wynika, że w powieści pojawią się jakieś wątki mitologiczne, co ja osobiście uwielbiam.
Książka opowiada o małej irlandzkiej wysepce Levermoir. Jej mieszkańcy są dosyć zamkniętą społecznością, nie lubią obcych, których to nazywają an Strainseir. Pewnego dnia jeden z głównych bohaterów- Liam odnajduje piękny, misternie wyrzeźbiony mały kamień. Od tego momentu życie mieszkańców wyspy zaczyna wywracać się do góry nogami.
Przede wszystkim wartym wspomnienia jest rozpoczęcie, które to zaczyna się naprawdę z grubej rury, ponieważ śmiercią matki Liama- Ainnir. Naprawdę zaniemówiłem po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron. Skoro książka tak się zaczyna, musi być genialna. I nie pomyliłem się.
Zatrzymam się chwilkę przy stylu autora, który na myśl przywodzi styl kultowego już Stiega Larssona. Długo szukałem kogoś o podobnym stylu i znalazłem! Wspomnę, że ten styl należy raczej do powolnych, więc może Wam się nie spodobać, jeśli takich nie lubicie, ale mnie całkowicie porwał.
Autor bardzo autentycznie odwzorował w swoim tworze genialny, wyspiarski klimat. Jest nie do podrobienia. Przyczyniają się też do tego po części słowa z irlandzkiego, gaelickiego i celtyckiego, które wprowadzają trochę tajemniczości.
Jeśli chodzi o wątek mitologiczny, to występował i tutaj. Była wzmianka o mitologii celtyckiej, jednak nie narzucała się, nie była głównym wątkiem. Zazwyczaj mi to przeszkadza, bo książki z wątkami mitologicznymi mają naprawdę ogromny potencjał. Trochę szkoda, że autor nie poruszył tego wątku głębiej, natomiast tutaj naprawdę obecny stan rzeczy mi odpowiada. Nie wiem nawet, czy fabuła wtedy nie byłaby zbyt bogata i pogmatwana, gdyby autor jednak więcej o tej mitologii napisał.
Jeśli chodzi o bohaterów, to mam wrażenie, że niby głównym był Liam, ale często pojawiały się również perspektywy innych. Wiele razy np. była mowa o jego paczce znajomych, czasami też innych mieszkańców wyspy, więc nie do końca ten Liam jest rzeczywiście głównym bohaterem, bo akcja nie kręci się tylko wokół niego. Podobało mi się to, że dzięki temu zabiegowi mogliśmy poznać bliżej innych bohaterów i dowiadywać się o pewnych rzeczach z pierwszej ręki.
Jeżeli o przyjaciołach mowa, to warto też napisać, że ta ich paczka nie jest sformowana od samego początku. Ona formuje się przez całą książkę i my, przewracając strona po stronie, obserwujemy przemianę, zacieśnianie się ich relacji. Podobało mi się to, ponieważ sprawiało, że w powieści jeszcze więcej się działo.
Książka bardzo często mnie zaskakiwała. Oprócz rozpoczęcia, niespodzianką była też ta ciemna, zła strona w powieści. Od początku wiedzieliśmy, że jakaś siła wyższa, starożytna magia czuwa nad wszystkimi okropnymi zdarzeniami, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, kto jest jej ludzkim przedstawicielem. Dowiadujemy się o tym w bardzo niespodziewanym momencie. Poza tym naprawdę nigdy nie spodziewałbym się, że akurat ta osoba jest tą złą. To było naprawdę wow!
Teraz zakończenie. Było GE-NIAL-NE! Akcja zaczęła przyspieszać, kiedy do końca książki zostało 150 stron. Przeczytałem je jednym tchem. To, co działo się podczas tych, można powiedzieć, że ostatnich kilkuset stron było istnym emocjonalnym rollercoasterem.
Wydanie dopracowane jest pod każdym względem. Piękna, tajemnicza okładka idealnie wpisuje się w klimat panujący w książce. Wspaniałymi dodatkami są mapa wyspy z legendą, gdzie co się znajduje oraz lista wszystkich bohaterów występujących w książce wraz z krótkim opisem. Niezaprzeczalnym plusem są także krótkie rozdziały, ubóstwiam je w powieściach. I do tego duża czcionka. Czego chcieć więcej!
Książka naprawdę mi się podobała. Przepełniona masą zwrotów akcji, pod koniec mój mózg wręcz kipiał z emocji. Czytajcie, bo warto!