Utracie. I jeszcze ptakom. Kiedy czytam tę dedykację, nie rozumiem jeszcze o jaką Utratę chodzi? O tę mazowiecką? Nie, to jednak Beskidy, a utrata nie jest nazwą własną. Rwana, oszczędna prozodia narracji odrzuca mnie. Jest zimna, męska, szpitalna, bezuczuciowa, aseptyczna. Lebda nie znosi piękna języka, nawet gdy mieni się w nim piękno świata. Jako środka artystycznego używa tylko nieoczekiwanych zbitek pojęciowych - to one mają walor poetycki. Ale mało jest tutaj poezji. Ma ją w sobie tylko mgła, ptaki, las i uparcie zachłanna miłość babki do wszystkiego, co żywe. Piękno dotyczy przede wszystkim zwierząt. Ludzie cuchną. Krwią, papierosami, śmiercią zwierząt. Są niegodni zaufania, dzicy, brutalni, okrutni, podejrzani. Żywią się mięsem, które narratorce i jej partnerce Ann już tylko śmierdzi. Ludzie nie spełniają obietnic, piją, mają na sumieniu grzechy, których bohaterka jest milczącą ofiarą. Także dom, z którego uciekła do wielkiego miasta, ją mierzi. Straszy nie tylko smrodem, lecz i sąsiedztwem ubojni, z której dobywają się rozpaczliwe dźwięki mordowanych zwierząt.
Gnój. Jestem z tego zapachu.
Narratorka przyjeżdża na wieś tylko dla babki, która umiera. Która zawsze czuła się sama. Która, choć urodziła dzieci i mieszkała z mężem, nie czuła się w jego domu nigdy u siebie, nie czuła, że cokolwiek w nim należy do niej. Mimo, że jej mąż stara się zrobić wszystko, by jej było w nim dobrze. Czy może dopiero wtedy, gdy ona umiera? Za to wtedy zamieni cały swój majątek (i ewentualne dziedzictwo narratorki) na kaloryfery i styropian. A las na beton domków letniskowych dla wielkomieszczan. On broni babkę przed zimnem, jak babka broniła narratorkę przed wsią, jak broniła jej wyborów.
Moja wnuczka jest w świecie. Jest już jest zamężna ze światem.
Jest w tym element biograficzny, co można rozpoznać w rozmowie, jaką z autorką przeprowadził Dawid Gostyński dla Czasu Kultury w 2017 roku. Nie wiem co musi się stać w człowieku, żeby nabrać tyle niechęci do domu rodzinnego, do miejsca, skąd się pochodzi. Co trzeba przeżyć, by chcieć się tak odwrócić i zmienić, by bez reszty zamienić ethos wsi na wątpliwą etykę wielkiego miasta. Ale nie oceniam tego. Raziły mnie często, niepotrzebnie i nieumiejętnie użyte grube słowa. Użyte po co? By pokryć maskowany żal po utracie? Bo bohaterka nie po raz pierwszy kogoś traci. Czy jednak tylko tak można wyrazić emocję? I co to za ludzie, którzy sążniście folgują sobie w tej wulgarności przy wnuczce, niechby i dorosłej? W moim pokoleniu było to nie do pomyślenia... Słowo "Jezus" używane zamiennie (i w takim samym celu) jak słowa 'kurwa" czy "chuj" można było usłyszeć co najwyżej od notorycznych alkoholików. Nowa emocjonalność "nowej elity kultury" czy został tu jakiś pies pogrzebany, straszy tu jakiś niewykryty trup w szafie? Nie chcę wiedzieć, ale daje mi to do myślenia.
Zapalam klubowego. Pomiędzy machami mówię: choroba jako kurestwo i jako błogosławieństwo.
To zmysłowa proza, nad wyraz cielesna. Ciało babki, ciało własne, ciało Ann, ciała zwierząt. Smagłe ciała chłopów, a ich ciała grobem zwierząt. Chłopi - tak dzicy i okrutni. Tak pragmatyczni. A oddadzą ostatni skrawek lasu, zaprowadzą ostatnią krowę do rzeźni - dla niej, dla babki, żeby jej było ciepło. Zniszczą w tym celu wszystko co żywe, zamienią wszystko, co naturalne na styropian i na plastik. A jednak umierają wcześniej... Kto ogrzeje kaloryfery, gdy ich zabraknie? Czy ich nieumiejętna troska wzmacnia kogokolwiek?
Myślę że piękne są byty, które wzmacniają inne byty.
A wokół na wsi pleni się TO. Wilgotne. Żywe. Dzikie. Czerwone. Sprytniejsze. Bezsenne. Białe. Martwe. Miękkie. Łakome. Łakoma dotyku jest żałoba.
- Jak się ma Róża? - Kwitnąco!
Nieco turpistyczny język przypomina mi prozę Dominiki Słowik, której nie cenię. Jednak Lebda operuje językiem o niebo lepiej, ma większą wrażliwość na słowo. A przede wszystkim jest tu wiarygodna opowieść i jakaś prawda tej opowieści. Ciekaw teraz jestem jej wierszy. Muszą być bardzo oszczędne w słowa. Męskie.
Nikt nic do nikogo nie mówi. I to jest dobre.
Notatki>> sebrytki Korekta: ...znalazłam wczepionego kleszcza. Jego ciemnego odwłoka nie dało się chwycić w paznokcie. No, jednak odwłoku. Odwłoka to zupełnie coś innego...; zmarażalka - to krakowskie, jak "na pole"?
Sensualna, magnetyczna, dzika Wyczekiwana powieść Małgorzaty Lebdy Maj. Koniec świata. Stąd wszędzie jest daleko. Dwie kobiety przyjeżdżają tu, zostawiając za sobą dotychczasowe życie. Ale ni...
Sensualna, magnetyczna, dzika Wyczekiwana powieść Małgorzaty Lebdy Maj. Koniec świata. Stąd wszędzie jest daleko. Dwie kobiety przyjeżdżają tu, zostawiając za sobą dotychczasowe życie. Ale ni...
Mocna, poetycka proza o chorobie i odchodzeniu. Książka zaczyna się tak, że narratorka, młoda kobieta przybywa wraz z przyjaciółką o imieniu Ann do domu babki na wsi, aby asystować babce w chorobie i...
Tyka tu wszystko: tik-takuje śmierć, tik-takuje kalendarz, tik-takuje zegar w kuchni. Wszystko tyka ku utracie. Wszystko się zbliża ku końcowi. Słychać też, ale to już później, jak babka paliczkami p...
@aga.kusi_poczta.fm
Pozostałe recenzje @tsantsara
Antyporadnik dla opętanych kultem praktyczności
Słyszałem to pytanie setki razy: "No dobrze, ale co właściwie z tego wszystkiego wynika?" "Nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria." (Kurt Lewin) Już we ws...
Twoje ciało jest niewyobrażalnie mądre. Nie planowałem czytać książek dla dzieci, ale na tę wpadłem w akcji czytaj.pl jak, nie przymierzając, pies na cudzą kupę podczas...