Ponoć kontynuacja ,,Przenicowanego świata'', ale nie ma potrzeby, aby zaglądać do odmiennej powieści. Jestem zaskoczony, że to pierwsza publikacja z prawdziwego zdarzenia od braci Strugackich, jaką doczytałem, gdyż miałem w łapkach ich tytuły, lecz bez powodzenia zatrzymałem się w pół drogi. A to autorzy, którzy wyrobili sobie markę, nim zająłem się fantastyką na poważnie. Zaskakuje prosty język, bez dramaturgicznych, semiotycznych skojarzeń. Dużo humoru, jak na międzygwiezdne wyprawy, choć w zasadzie popełniam pomyłkę, ponieważ lądujemy na Ziemi, w której ukrywa się poszukiwany przez ekscelencję oraz postać z ,,Przenicowanego świata'' (Maksym) - Lew Abałkin. Otrzymujemy proste zasady rządzące na wymarłej planecie, gdzie atrakcją pozostają błyskotliwe stworzonka o psich głowach (tzw. głowany). Spodziewałem się literatury twardej i obciążającej, a to przygoda ze zwięzłą fabułą, wręcz łatwa w obejściu. Prędko zmierzająca do sedna wydarzeń, bo w połowie książki kontaktujemy się z celem. Miks apokaliptycznych wysypisk z transportem, dreptaniem po mokrej nawierzchni, z sympatycznymi postaciami, wraz z liczną anomalią występującą na wyliniałej Ziemi. Lektura do szybkiej weryfikacji. Bez większych uniesień i prądów myśli twórczych od Zajdla. Szkoda, że nie jest to nic wyjątkowego w nurcie, który szanuję od niedawna, natomiast Strugaccy zwyczajnie mają w nosie niepoważne rozważania natury psychologicznej czy społecznej. W końcu to jakaś odmiana.