Zdzisław Pękalski w Bieszczady przyjechał na chwilę, bo, prawdę powiedziawszy, jego spotkanie z nimi było bardziej niż przypadkowe. (...) Oczarowały go te nieludzkie Bieszczady (...) i z każdym rokiem wtapiał się coraz bardziej w bieszczadzkie klimaty. Przez kilkanaście lat szukał swojego artystycznego wizerunku. (...) aż nadszedł taki dzień, gdy na dnie jednego z koryt dojrzał w układzie słoi i sęków postać Madonny z Dzieciątkiem. (...) Pękalski przez swoje malarstwo stał się tutejszym, przypominając oblicza dawnych świętych, wypędzonych z cerkwi i kapliczek razem z Bojkami i Łemkami. Jakże ubogi byłby pejzaż kulturowy Bieszczadów, gdyby pewnego dnia nie pojawił się w nim młody nauczyciel rysunków i prac ręcznych.