Niemiecki Szczecin to miasto o dwóch obliczach. Anna Łabędź trwa u boku swojego męża. Historia toczy się dalej…
Powiem Wam, że przejadły mi się historie z wojną tle. Przejadło mi się romantyzowanie tego tematu i schematyczne fabuły w takich powieściach. I na to moje myślenie wchodzi Sylwia - cała na biało - i rzuca mi na stół książkę bez umilaczy, a do tego tak zaskakującą, że mnie się na końcu wyrwało głośne „o kurła”. Wiem, że przeklinać nie wypada w recenzjach, ale tak to wyglądało, nie będę więc ściemniać.
Autorka stworzyła postać idealną. Anna Łabędź musi grać, poza domem musi stać się kimś innym. I powiem Wam, że za to kłaniam się Sylwii w pas, bo napisać to tak, żeby te dwie twarze Anny były mimo wszystko spójne, to jest już wyższa szkoła jazdy.
Przeżywałam z bohaterami wszystkie wydarzenia. Uśmiechałam się, smuciłam, wstrzymywałam oddech, żeby za chwilę wpaść w tę karuzelę emocji ponownie.
„Żona nazisty” to książka o miłości, ale nie myślcie, że to romans. Tutaj miłość ma tak wiele twarzy jak niemiecki Szczecin z tamtych czasów, z tą tylko (albo aż) różnicą, że twarze tych miłości są piękne.
Gorąco polecam!