Hemingway niechętnie mówił o swoich jeszcze nie wydanych książkach czy o tych, nad którymi w danym momencie pracował. Natomiast rzeczy już opublikowane omawiał z jakimś szczególnym obiektywizmem, jak gdyby to były dzieła innego pisarza. Jedną z książek, które były mu szczególnie bliskie, są „Zielone wzgórza Afryki”. Powiedział o niej do mnie w tym właśnie bezosobowym tonie: „To dobra książka, bardzo ją lubię, chociaż nie miała powodzenia w naszym kraju. Ludzie pytali: Dlaczego ten stary pisze o polowaniach w Afryce? Niechże napisze coś o Stanach Zjednoczonych!” Ale wielki pisarz chciał opowiedzieć o kraju, który zafascynował go całkowicie, o przygodach łowieckich, o ludziach i zwierzętach - i przy tej okazji stworzył swój własny znakomity, soczysty, chwilami ironiczny, bardzo prawdziwy autoportret. I to jest jedna z najcenniejszych rzeczy w tej książce, którą tak lubił i która jest, jak sam powiedział, książką „absolutnie prawdziwą”, dającą wierny obraz kraju i przygód autora, wielkiego pisarza, wielkiego myśliwego, miłośnika Afryki.
Bronisław Zieliński