Chyba przy każdej książce Chmielewskiej będę powtarzać to samo. Pisarka, którą wielbię, szanuję, kocham i podziwiam - niezmiennie. Urobiła mnie na swoją modłę i zrobiła to tak sprytnie, że ja, osoba nieco dziwna i niedzisiejsza, chciałam ją odwiedzić na Powązkach. I nawet w tym celu spisałam sobie lokalizację grobowca (w życiu swoim całym nie byłam tak uzależniona od jakiejkolwiek pisarki)
Tata, bo Chmielewska powiedziała...
Tylko że twórczość Chmielewskiej dzieli się na dwa okresy. Świetny i słaby.
Okresu przejściowego nie ma.
Dla mnie ten świetny okres zakończył się na Lądowaniu w Garwolinie, którego nie przeszłam. Teraz popatrzyłam w ciocię Wikipedię i okazuje się, że więcej książek powstało PO Garwolinie, niż przed. I cieszę się, że za Chmielewską wzięłam się we wczesnych latach 90-tych, bo zdecydowanie wówczas była to TA CHMIELEWSKA.
Zapalniczka jest jednym z utworów słabszego okresu, ale całkiem fajna. Szałów, typu "całe zdanie" czy "Podejrzani" nie ma. Nie pamiętam nawet czy był trup :) Czytało się OK, ale tylko 1 raz, co wybitnie świadczy o tym, ze jednak słabiutka to książeczka.
Dotarłam do informacji, że początkowo było to opowiadanie w zbiorze "Trupy polskie" dopiero później zostało wydane jako osobna powieść - i to niestety widać. Rozciągnięte jak guma od majtek i takie... bez werwy.
Daję 5 gwiazdek, bo jeszcze nie napisałam opinii na temat Rzezi Bezkręgowców i kilku późniejszych, a mimo wszystko Chmielewsk...