Halo?
SZKORBUT!
Joasia z utęsknieniem czeka na telefon od ukochanego. Doprecyzowując: siedzi w domu i czeka wgapiając się w aparat, w końcu mamy 1964 rok, smartfonów nie ma. Kiedy ukochany nadal nie daje znaku życia, kobieta wpada na genialny plan, jak sprawdzić czy on nie dzwoni, bo jest zajęty, czy po prostu jej unika. Potrzebuje do tego pomocy przyjaciółki, więc natychmiast do niej telefonuje. Ta jednak nie do końca jest przekonana do planu Joasi, a wtedy w słuchawce rozlega się miły, męski głos, oferując pomoc. I tak właśnie nasza Joasia wplątuje się w aferę i to nie tylko miłosną.
Już dawno temu miałam w planach zapoznanie się z twórczością Joanny Chmielewskiej. Uwielbiałam „Nawiedzony dom” jako dziecko, równie dobrze bawiłam się przy ponownej lekturze tej książki, więc założyłam, że styl i humor autorki będą mi odpowiadać. I chyba moje przypuszczenia się sprawdzają, ponieważ jak zasiadłam do „Klina” tak skończyłam książkę za jednym posiedzeniem, chichrając się pod nosem nie raz. Zakończenie mnie trochę zdziwiło, bo liczyłam na proste wyłożenie kawy na ławę, ale chyba w pozytywny sposób. Chętnie sięgnę po kolejne książki pani Chmielewskiej.