„Modlitwy mej wysłuchaj, Panie! Niech nie omdleje moja dusza
pod brzemieniem Twej surowości. Niechaj się nigdy nie znużę dziękowaniem Ci za miłosierną opiekę: za to, żeś wyrwał mnie
z gęstwiny zła, za to, żeś stał się dla mnie słodszy od wszystkich pokus, jakim dawniej ulegałem – więc pokochałem Ciebie nade wszystko,
całą mocą miłości uchwyciłem się Twojej ręki… O, aż po kres życia chroń mnie od wszelkiego zła!”
Tak to mniej więcej właśnie się przedstawia: dzięki Panie za to, że mnie w końcu oświeciło i teraz w Ciebie wierzę. Sorry, że tak późno, ale no wiesz, jakoś tak wyszło. Tylko weź teraz już mnie ochraniaj do końca życia, bo ja już w Ciebie wierzę, ok?
Nie jestem człowiekiem wierzącym, więc do „Wyznań” podchodziłam z nastawieniem dość sceptycznym. Takie świadectwa są całkowicie subiektywne, więc nie stanowią dla mnie większej wartości, niemniej rozumiem istnienie uniesień religijnych i nie zamierzam tego krytykować.
Styl św. Augustyna jest bardzo wzniosły, trzeba przyznać, że studia z retoryki nie poszły na marne. Czułam się jak na kazaniu w kościele – współcześni księża również mają tę umiejętność dobrze wyćwiczoną. Gdyby jeszcze, poza wzniosłym paplaniem, próbowali żyć według swoich pięknych zasad – świat byłby lepszy.
Momentami robi się ciekawie, na przykład kiedy pojawiają się rozważania filozoficzne na temat natury czasu, po czym...