Po stracie rodziców młody Jack spotyka na cmentarzu tajemniczą dziewczynkę - Stellę. To krótkie spotkanie jest początkiem zmian w jego życiu.
Ten krótki opis może wydać Wam się dość nudny i przewidywalny, ale wierzcie mi, że moglibyście myśleć miesiącami i nie wpadlibyście na to, co się wydarzyło po tym spotkaniu.
Ja zupełnie nie rozumiem dlaczego tak cicho jest o tej powieści. Ja sama przeczytałam ją w ramach wyzwania 12 książek od 12 bookstagramerów i cieszę się jak dziki dzik, że akurat ten tytuł znalazł się na mojej liście.
To jest historia, która wciąga od pierwszych stron. Poczułam dość mocny vibe „Stranger things”, a to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Emocji było tyle, że w pewnym momencie myślałam, że po prostu pęknę z ich nadmiaru. Miałam ochotę krzyczeć do bohaterów, że ja im pomogę. Serio!
Najbardziej ciekawił mnie Obiekt D. O ludzie! Co za postać! Ja nie wiem jak Wam powiedzieć o nim, bez mówienia o fabule. Może tylko tyle, że to naprawdę piękny człowiek (pozdro dla tych, którzy już czytali).
Gdybym miała krótko podsumować tę książkę, to bym dodała mema „mind blow” - inaczej się nie da.
Czytajcie, bo to jest mistrzostwo! „Małpki” przy tym to pikuś!