Uwielbiam stare kryminały. Czy to retro, czy z serii kryminały przedwojenne, czy też pisane za czasów "słusznie minionych". Po prostu lubię. Toteż na miłe zakończenie dnia, wzięłam się za powieść, którą miałam na kupce "kryminały PRLu". Wrażenie mam, co najmniej, trojakie. I o tym wrażeniu poniżej...
Jest to powieść, ale złożona tak jakby z 3 części. Bardzo luźno ze sobą powiązanych. Pierwsza to wynurzenia samotnej kobiety - wspomnienia z czasów powstania, wspomnienia pierwszej (i jedynej) miłości oraz ojca jedynego dziecka. W teorii - w porządku, ale jakoś mi ta pierwsza część nie pasowała do tytułowego "urlopu z mordercą".
po przydługiej retrospektywnej opowieści z czasów powojennych, następuje opowieść o tytułowym "urlopie", czyli wczasach zakładowych w Bułgarii. (i to jest część najlepsza, choć chyba powinnam powiedzieć "najmniej gorsza"). tu pojawia się zbrodnia.
I owa zbrodnia jest jakaś taka... omyłkowa? dziwna? No, ale jednak jest.
Trzecia część to wyjasnienie co i jak. Skąd się wzięła zbrodnia, pomyłki, śledztwo międzynarodowe (Bułgaria to kraj zaprzyjaźniony z PRL :)) - i to jest coś,, przez co ciężko mi było przejść.
Fantazjowanie Mroza w Ekspozycji - jedynej książce tego autora, która przeczytałam - to jest nic w porównaniu z zakończeniem tej książki. Podejrzewam, że gdyby Zofia Kaczorowska pisała w czasach dzisiejszych to w sprawę zaangażowane byłyby CIA, FBI, NCIS i prezydent Stanow Zjednoczonych. pisała jednak w czasach PRL, zatem ...