Oryginalność to coś, co w literaturze cenię coraz bardziej. W końcu gdyby nie odwaga twórców do przełamywania konwencji nie byłoby takiej różnorodności i wielu wyjątkowych dzieł. Warto próbować, szukać, testować, nawet jeśli ta inność jest kontrowersyjna, w końcu to najlepsza prowokacja do dyskusji i rozwoju.
Są tacy autorzy, których szanuję ogromnie za ich dorobek i darzę też czytelniczym zaufaniem. Do tego grona zalicza się z całą pewnością Agnieszka Pietrzyk, mimo tego do jej najnowszej powieści podeszłam z pewnymi obawami i choć starałam się mieć otwartą głowę, to już od pierwszych stron czułam, że to nie wypali.
"Terytorium" to historia o ludziach ubranych w różne mundury, ale najistotniejsze jest to, ile w nich człowieczeństwa. Zacznę od tego, że doceniam to, że autorka nie stygmatyzuje żadnej z grup zawodowych, w obu skupia się nie tylko na ogóle, ale też na jednostkach, mamy tu zarówno stereotypy, jak i chlubne wyjątki. Znamy obraz sytuacji, lecz jest on do bólu obiektywny, to czytelnik musi zdecydować, jak go oceni.
Mój stosunek do służb mundurowych najlepiej odda to, że o tym, że istnieją jednostki WOT dowiedziałam się z tej książki, może dlatego że zostały utworzone już po moim wyjeździe z Polski. Gdybym miała jednak określić, której formacji bardziej ufam, policji czy wojsku, to zdecydowanie postawiłabym na "niebieskich". Duży wpływ ma na to to, co autorka dość dobitnie opisała w powieści, czyli kolesiostwo i bezmyślne wykonywani...