„Zagryzł wargi, po raz kolejny uświadamiając sobie, że bliscy ludzie nie istnieją.”
Siedemdziesięcioletnia Penny Morris pada ofiarą brutalnego morderstwa. Policja zastaję ją powieszoną, a obok siedzi jej mąż również ze sznurem na szyi. On jednak żyje, ale nie ma wiele do powiedzenia.
Co tu się wydarzyło! Autorka już opisem na okładce mnie zaskoczyła, bo akcja nie dzieje się w Polsce, a w małym (chyba) amerykańskim miasteczku Deadwood. Nazwa dopasowana idealne! Niewielka społeczność, gęsta, niemal lepka atmosfera, tajemnice i grzechy przeszłości - prawda, że to brzmi dobrze? I nie tylko brzmi, a tak właśnie jest.
Historia zbrodni jest tutaj niezwykle ponura, uwierająca wręcz. Mnie niepokoiła, gniotła, nie dawała odetchnąć pełną piersią. Miałam wrażenie, że wpadłam w bagno, z którego już nie wyjdę, a duchy z przeszłości Penny krążą mi nad głową i to jest ostatnia rzecz, jaką zobaczę w życiu.
Nie wiem jak autorka osiągnęła taki efekt, bo czytałam już o dużo bardziej okropnych i drastycznych zbrodniach, więc teoretycznie nie powinno to zrobić na mnie aż takiego wrażenia. A jednak. Dlatego kłaniam się nisko Jolancie Żuber za stworzenie niepowtarzalnej atmosfery. I dodatkowo chylę czoła, bo to jest - UWAGA - debiut! Mnie opadła kopara.
Intryga naprawdę fantastyczne upleciona, postaci dziwne i mroczne, język niezwykle przyjemny. Czego chcieć więcej? Chyba tylko książek autorki 😊
Nie mogę też nie zwrócić uwagi na okładkę - to...