"To satysfakcjonujące zajęcie... bycie tak idealnym kłamcą".
Mroczna, psychopatyczna, przemocowa, bolesna, brutalna... te przymiotniki przewijały mi się przed oczami przez całą lekturę...
"Tyle cierpienia, tyle kłamstw, bólu".
W bluszczowym domu mieszkała rodzina: Igor, Patrycja i mały Antek. Razem z nimi mieszkały też kłamstwa. I brudne sekrety. I strach też tam był. A potem przybył ktoś jeszcze i zło rozpanoszyło się na dobre, rozrosło jak trujący bluszcz...
Autorka stworzyła bardzo dobry psycho-thriller w gatunku domestic noir. Mamy tu wszystko, co potrzebne, by wzbudzić niepokój, wciągnąć w głąb psychozy bohaterów, i sprawić, by niteczki lęku rozpełzły się nam pod skórą. Odludzie, opuszczony, stary dom, w którym wciąż pulsują przeszłe dramaty, udręczeni bohaterowie i "dobrzy ludzie", którzy w imię własnej krucjaty zamieniają się w potworów.
"Cokolwiek zrobiliście, to nie będzie już tylko waszym sekretem. Za wszystkie winy trzeba odpokutować".
To powieść o tym, jak jeden zły uczynek uruchamia kolejne kostki domina agresji i przemocy. Spirala się nakręca, a otchłań zła pochłania kolejne ofiary...
Gdyby nie Jolanta Żuber, "nigdy byśmy się nie dowiedzieli, co skrywał bluszczowy dom".