Są debiuty wbijające w fotel, gdzie autor tak wysoko stawia poprzeczkę, że obawiamy się, czy kolejne książki będą równie dobre. Są również debiuty, które nie dają rady, gdzie, mimo dobrego pomysłu, wszystko rozbija się o brak pomocy redakcyjnej i dobrej korekty. Bardzo przykro mi jest to pisać, bo Pani Jolanta osobiście poprosiła mnie o opinię jej debiutu, ale nie jest to ten z kategorii udanych. I nie chodzi mi tu o brak talentu, tylko właśnie o tę wspomnianą redakcję i korektę. Pani Jolanto, gdyby zamiast próby korzystania z Ridero wysłać tę książkę do wydawnictwa z prawdziwego zdarzenia, jestem przekonana, że mogłaby to być bardzo dobra opowieść, zwłaszcza że pomysł na nią jest.
Moim pierwszym zarzutem jest umiejscowienie akcji. Nie rozumiem, dlaczego polski autor stara się umieścić akcję gdzieś w Ameryce, nie mając kompletnie zrozumienia dla kultury, obyczajów i nie wspominając słowem nawet o historii miejsca, w którym cała rzecz się dzieje. A miejsce jest znane ze swojej historii gorączki złota, mieści się w południowej Dakocie i nazywa się Deadwood. Tak więc miasto znane a o samym mieście nawet słowa.
Po drugie dialogi. Ja wiem, że w Stanach, w Anglii nie używa się takich zwrotów jak: proszę Pani/Pana, tam wszyscy mówią sobie na ty i to jest ok, jeśli piszę się książkę w tym języku. My jednak dostaliśmy książkę w języku polskim i oczekujemy, że będzie ona bliska naszej kulturze. Nie jest dla mnie naturalne czytać, że policjant idzie kogoś tam przesłuchać i wali do starszej osoby na ty. Nie znam być może zbyt dobrze kultury amerykańskiej, ale mieszkam w Anglii już prawie dziesięć lat i wiem, jak wygląda profesjonalna komunikacja, wiem nawet, jak wyglądają rozmowy policji z obywatelami. Na pewno nie wyglądają one tak, jak opisane przez Panią Jolantę. W jej wykonaniu wyszło to bardzo nierealnie, sztucznie i niemające nic wspólnego z rzeczywistością.
Na koniec parę słów o samej akcji. Niestety, mimo dobrego pomysłu, brak tu kompletnie jakiegokolwiek suspensu (suspens to zabieg stosowany w utworach fabularnych (filmach, książkach), zwłaszcza sensacyjnych, polegający na zwolnieniu lub zatrzymaniu biegu akcji, aby wzmóc napięcie u odbiorcy lub zaskoczyć go niespodziewanym zwrotem akcji – definicja za: dobryslownik.pl).
„Nie żyje. Wisi tu”. Te słowa słyszy dyżurny policji na długo przed świtem. Siedemdziesięcioletnia Penny Morris, którą zna niemal całe Deadwood pada ofiarą morderstwa. Śledztwo prowadzi młody funkcjonariusz Kurt Sandler, który w towarzystwie detektywa noir musi zmierzyć się z rosnącą liczbą śmierci. Na jaw wychodzą także nowe fakty. Odnaleziona tuż przed zbrodnią rodzina kobiety i zeznania męża, który wciąż twierdzi, że w dniu zabójstwa pokazano im jedynie cyrkową sztukę. Miasto ogarnia strach.
To wyczytamy w opisie książki.
Ja nie czułam żadnych emocji, żadnego strachu ani napięcia. Mało tego, ja ta naprawdę nie wiedziałam, co właściwie czytam. Bo są jakieś sceny początkowe, które w dziwny sposób giną w trakcie, pojawiają się wątki, które nie mają nic wspólnego z dotychczasową akcją, końcowe sceny nijak się mają do początkowych.
Pani Jolanto, nie zarzucam Pani braku pomysłu czy talentu. Jestem święcie przekonana, że do redakcji wydawnictw trafiają teksty znacznie gorsze od tego, a potem rodzi się z tego prawdziwy bestseller. Wierzę, że przy dobrej współpracy z porządnym redaktorem, „Sznur” mógłby być fantastycznym kryminałem, ma na to zadatki. Z całego serca życzę wytrwałości i powodzenia. Wierzę, że się uda.