„Zwykle noc jest sprzymierzeńcem strachu”[1] napisała Jolanta Żuber w kryminale „Sznur”. I chyba tak jest, że tej części doby towarzyszy niepokój. Jest to czas odpoczynku, ale kołderka z mroku przykrywa niecne sprawki, wstydliwe tajemnice itp. Mamy wrażenie, że ciemność nie wypuści ich ze swoich macek.
A oto co wydarzyło się nocną porą w miasteczku Deadwood: „Od ponad dwudziestu lat nie zabito tu nikogo, a teraz – śmieszna sprawa – ktoś wiesza Penny w jej własnym domu i zostawia całkowicie przytomnego faceta tuż obok. Z pętlą na szyi”[2]. Doprecyzować należy, iż ów facet to mąż denatki. Sprawa może wydawać się oczywista – przemoc domowa. Czy na pewno? Główny podejrzany upiera się, że nic żonie nie zrobił. W chaotycznych zeznaniach pojawiają się sylwetki dwóch mężczyzn. Śledczy zastanawiają się czy mogą im uwierzyć, a tymczasem nad Deadwood wisi widmo kolejnych morderstw.
W „Sznurze” najbardziej spodobał mi się posępno-mglisty klimat noir. Jolanta Żuber osiągnęła go m.in. dzięki poetyckim sformułowaniom, które niezbyt często spotykamy w kryminałach. Przykładowo, zamiast napisać, że bohater chce szybko być w domu, uraczyła czytelników takim zdaniem: „Musiał skupić uwagę na tym, by jak najszybciej znaleźć się w labiryncie znanych domów”[3]. Wyszło, moim zdaniem, ładnie i niebanalnie. Autorka nie przedobrzyła – o co łatwo – udało jej się zachować balans pomiędzy poetyckością a akcją.
No właśnie, akcja. Tempo jest niezłe. Z jednej strony atmosfera jest leniwa, ale nie można powiedzieć, że brakuje dynamiki. Policja działa, chociaż ich poczynania kończą się różnym skutkiem – ale śledztwo trwa. Znajdziemy tu również sceny akcji typu bójki, czasami rodem z dzikiego zachodu (eh, te barowe porachunki). Nuda z tą książką wam nie grozi.
Zastanawia mnie natomiast, czy Jolanta Żuber nie przedobrzyła z ilością wątków. Do rozwiązania sprawy zaprzęgła dwóch panów. Jeden z nich jest policjantem, drugi ze służby zrezygnował i pracuje jako detektyw. O każdym z nich pisarka próbuje coś opowiedzieć, a mimo tego te postacie myliły mi się. Nie umiem wyjaśnić dlaczego tu nie zagrało. Ja ograniczyłabym się do jednego detektywa/śledczego i chyba zmieniłabym mu imię i nazwisko na bardziej charakterystyczne. Mamy tu Kurta Sandlera, który mi kojarzy się a aktorem o tym samym nazwisku, oraz Logana Harrisa, a jak słyszę Logan to przed oczami staje mi Wolverine (chociaż wygooglowałam gracza w amerykański football, który się tak nazywa). Czuję, że przez to nie kodowałam informacji o tych bohaterach, albo gryzły mi się one z tym co podsuwała mi wyobraźnia. Wracając do wątków pobocznych, miałam takie odczucie, że trochę odsuwają mnie od sedna sprawy, a to ona najbardziej mnie interesowała.
Czy przyjemność i frustracja mogą iść w parze? Owszem. Bardzo spodobał mi się styl w jakim została napisana powieść „Sznur”. Jolanta Żuber złapała u mnie plusa również za zachowanie równowagi pomiędzy tłem, klimatem a akcją. Książkę czytało mi się na tyle dobrze, że jestem w stanie wybaczyć zbytnią rozwlekłość fabuły. Irytowało mnie natomiast to, że myliły mi się dwie głównie postacie. Dwoje bardzo różnych bohaterów, a ja dalej nie pamiętam, który był który.
[1] Jolanta Żuber, „Sznur”, 2021, loc. 294 [e-book].
[2] Tamże, loc. 193-195.
[3] Tamże, loc. 672.