Igor Brejdygant na co dzień zajmuje się pisaniem scenariuszy filmowych i serialowych, ale od dobrych kilku lat w międzyczasie pisze też powieści kryminalne. I choć nie czytałam wszystkich, a cztery z sześciu, to muszę przyznać, że jest to autor wart uwagi, przede wszystkim ze względu na to, że nie idzie tym dobrze znanym nam torem co wszyscy, a tworzy coś mocno oryginalnego, nieszablonowego, coś całkiem swojego. I tak też jest z jego najnowszymi „Sierotami”. To kryminał, ale główne postacie to nie morderca, śledczy czy detektyw, a młodziutkie rodzeństwo, które doświadczyło śmierci rodziców jedenaście lat temu, a teraz, po wyjściu z sierocińca, postanawia samodzielnie odnaleźć sprawcę tamtego brutalnego morderstwa. Sprawa jest skomplikowana i rozłożysta, nie toczy się specjalnie szybko, a jednak mocno ciekawi. Postacie wykreowane są świetnie, uważnie przyglądamy się temu, jak te traumatyczne przeżycia wpłynęły na ich postrzeganie świata. Ale przede wszystkim moją uwagę przyciągnąć styl, w jakim powieść jest napisana. Jest trudny do opisania, z jednej strony bogaty, z drugiej dosyć powściągliwy, wymagający lekkiego wysiłku od czytelnika. Ale warto! To książka przemyślana, zmuszająca do refleksji na temat pojęcia zła i tego, jak mocno wpływa ono na wszystkich wkoło, a jednak niewielu na nie reaguje… Mocna pozycja, jestem nią zaskoczona, ale i bardzo zadowolona! Polecam wszystkim, którzy szukają czegoś świeżego na kryminalnym rynku książki.