Jest to książka z kategorii szybkich. Jak już ją otworzysz, to ani się obejrzysz, jak skończysz.
To nie jest zarzut. Lubię, gdyż autor nie przeciąga struny, nie nabija stron zbędnymi opisami lub pseudofilozoficznymi rozważaniami. Pan Paweł Fleszar ma dobry język, dopiero po lekturze doczytałam, że z zawodu jest dziennikarzem. To ma przełożenie na styl tej książki, autor sprawnie operuje słowem i zna jego wartość.
Sama historia mnie nie zaskoczyła, może trochę dobór bohaterów. Krisa, który jest tu głównym rozgrywającym wspomaga w śledztwie dwoje nastolatków. Co w zestawieniu z mroczną momentami opowieścią – jest jednak trochę inne, niespotykane. W dodatku wszyscy oni są całkiem skuteczni.
W sumie nie jest to czysty kryminał. Właściwie jest to krakowska historia obyczajowa, gdzie bohaterowie stykają się ze złem i wchodzą w nietypowe dla siebie role. Podkreśla to jeszcze bardzo starannie oddane tło, opisy miasta w czasie powodzi, nastrój oczekiwania na nadciągającą wielką falę, wycinki z gazet mówiące o codzienności, ale też wprowadzające w tematy będące treścią kryminalną.
Miło się to czyta i ciekawa jestem, czy Autor popełni jeszcze jakiś kryminał.