Złośliwi twierdzą, że niski poziom czytelnictwa, szczególnie polskiej literatury współczesnej, to wina części krytyków. Kreują oni na zjawiska literackie dzieła skończonych grafomanów, co tylko zraża oszukanych czytelników. Ja jednak zgadzam się z Pliniuszem Młodszym, który twierdził, że „Nie ma tak złej książki, żeby w jakimś stopniu nie przyniosła korzyści”. Czytam więc dosłownie wszystko. Dość dawno temu przez przypadek trafiłam na „Powódź” Pawła Fleszara. Zaintrygowały mnie i opis, i okładka. Powieść długo czekała na półce. Po przeczytaniu ostatniego zdania przyszły mi do głowy słowa Jana Parandowskiego : „Każda książka, jak głos podany przez radio, dociera tylko do tych, którzy mają tę samą długość fali”. Czy nadajemy z autorem na tej samej częstotliwości? Czy jego przekaz dotarł do mnie wyraźnie, czy też pojawiły się zakłócenia?
„Powódź” nie jest klasycznym kryminałem- nie oczekujcie cierpliwego wprowadzania czytelnika w świat przedstawiony, drobiazgowego śledztwa i wodzenia czytelnika za nos. Nie będziecie kluczyli w labiryncie domysłów, szukając tropów, które zaprowadzą was w ślepą uliczkę. Zostaniecie, niczym w sensacyjnym filmie, wrzuceni w sam środek akcji. Poznacie Krisa, zawodowego żołnierza. Pierwsze wasze skojarzenia to słynny Jack Reacher? Rozczaruję Was. Kris w niczym go nie przypomina- ma lekką nadwagę, nadciśnienie i wiecznie marudzącą żonę. Nie marzy o naprawianiu świata. Ale kiedy dowiaduje się, że jego najlepszy przyjaciel wyskoczył z okna, bez namysłu rusza do Krakowa . Od lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu, choć w dzieciństwie Kuba był mu bliski, jak brat. Na miejscu okazuje się, że sprawa, delikatnie mówiąc, śmierdzi. Kris zaczyna podejrzewać, że samobójstwo mogło być w istocie morderstwem. W co wplątał się Kuba? Kim jest Zuza? Dlaczego zabrał ją zły człowiek? Chcąc poznać odpowiedzi na te pytania, Kris musi zapuścić się w mroczne zakamarki owianego legendami Darknetu i zdążyć przed wielką wodą, która grozi miastu.
W prywatnym śledztwie pomaga naszemu bohaterowi para nastolatków. Wsparcia nie odmawia mu również pewna intrygująca kobieta. Sama intryga nie jest ani oryginalna , ani zaskakująca. Jest jednak logiczna i spójna. A nie o wszystkich kryminałach można to powiedzieć.
Bardzo spodobała mi się koncepcja autora, by istotne role w śledztwie powierzyć nastolatkom. Pojawiły się skojarzenia ze słynnym Panem Samochodzikiem, któremu w rozwiązywaniu zagadek pomagali dzielni młodzi harcerze. Serię Nienackiego darzę dużym sentymentem.
Pisz, o tym co dobrze znasz, wtedy jest szansa, że twoja książka będzie dobra. Paweł Fleszar zastosował się do rady, którą często słyszą debiutanci, choć debiutantem nie jest. Posługuje się narzędziami, które doskonale zna- jest dziennikarzem, perfekcyjnie zatem posługuje się językiem, jego styl jest przyjazny dla czytelnika. Fabuła skondensowana, próżno tu szukać rozbudowanych, kwiecistych opisów miejsc czy literackich analiz przeżyć wewnętrznych bohaterów. Autor skupia się na wydarzeniach. Podoba mi się ten zabieg. Dzięki niemu akcja toczy się płynnie, nie tracąc tempa, a my mamy wrażenie, że wszystko dzieje się tu i teraz, że obserwujemy rzeczywiste wydarzenia. Poczucie realności potęgują znakomicie skonstruowane dialogi. Bohaterowie Pawła Fleszara rozmawiają językiem, który możemy usłyszeć na ulicy. Język, którym posługuje się dana postać jest elementem jej kreacji. Dobrze widać to na przykładzie Krisa, który często wtrąca w wypowiedzi elementy slangu wojskowego. Po świecie przedstawionym „Powodzi” porusza się tylko kilka postaci. Za to każda z nich jest „jakaś”. Charakterystyczna, dobrze skonstruowana, wiec nawet jeśli pojawia się wyłącznie na chwilę, czytelnik ją zapamiętuje.
Paweł Fleszar doskonale potrafi budować także klimat rodem z kryminałów noir. Czyni to poprzez relacje o nadciągającej powodzi. Realistyczne obrazy zagrożenia przeplatane są opisami uliczek i kamienic Krakowa, po których porusza się zagubiony bohater. A czytelnik czuje duszną atmosferę lęku . Kraków Fleszara jest piękny, ale i mroczny.
Podsumowując, mogę z całą pewnością stwierdzić, że nadajemy z Pawłem Fleszarem na tych samych falach. Byłabym w siódmym niebie, gdyby nie jedno małe zakłócenie w odbiorze- powieść była zdecydowanie za krótka, za mało rozbudowana. Czekam z niecierpliwością na obszerniejszy kryminał.