Moje pierwsze spotkanie z tym autorem było cudownym przeżyciem, spotkaniem pierwszym, ale nie ostatnim. Wspaniała książka.
Od dzieci chorych i niepełnosprawnych powinniśmy uczyć się spojrzenia na życie. Dla wielu ludzi chorych choroba w ich oczach jest końcem ich życia a w przypadku dzieci mamy do czynienia z faktem, iż te dzieci starają się żyć na tyle normalne na ile pozwala na to choroba, cieszą się życiem, uśmiechać, bawić się. Korzystają z czasu jaki im dano.
Bardzo dużo do myślenia dał mi motyw uzdrawiania ludzi przez Colina.
Myślę, że wiele daje nam wiara w wyzdrowienie, jeśli bardzo w coś wierzymy, wierzymy, że właśnie to nas uzdrowiło. Jednak nie podlega wątpliwości, iż Colin miał cudowny dar. Duże znaczenia dla uzdrowienia choćby duchowego i emocjonalnego ma pogodzenie się z własną chorobą czy niepełnosprawnością. Bardzo często można zauważyć iż ludzie choć niepełnosprawni, chorzy w momencie zaakceptowania własnego stanu i walki o każdy postęp w funkcjonowaniu nie postrzegają swojej sytuacji zdrowotnej jako czegoś strasznego, ostatecznego, sytuacji beznadziejnej.
Motyw ojca Colina
Postępowanie ojca Colina bardzo mnie denerwowało, ponieważ przez cały czas nie interesował się synem, a w momencie kiedy uznał, że mógłby mieć korzyść finansową z własnego syna to stał się wielce kochającym tatusiem niby przejmującym się jego zdrowiem...
Książka mówiąc w skrócie jest także pełna miłości i uczucia.
Polecam ją wszystkim, ale również uprzedzam...