Intrygi i żądze z piramidami w tle.
"Faraon" był moją lekturą szkolną, ale chyba dopiero teraz jestem w stanie docenić tę książkę. Nie sądzę, żeby piętnastolatków interesowały walki o władzę w Starożytnym Egipcie, moim zdaniem lepiej pasowałaby do liceum, jeżeli już ma być lekturą (o ile dalej jest?).
Głównym bohaterem jest Ramzes, młody i ambitny następca tronu. Nie jest on postacią wyidealizowaną i chwała autorowi za to. Jest porywczy, kochliwy, ale też nie brak mu zalet. Niestety, talentów tych nie docenia wrogo łypiąca z cienia potężna grupa - egipscy kapłani. Plany militarne czy nawet pomysły na poprawę doli chłopstwa, nie spotykają się z ich aprobatą. Kapłani opanowali do perfekcji jak utrzymać zabobonny lud w ryzach dzięki swoim gusłom, nie interesuje ich specjalnie los poddanych, ważne, żeby kasa się zgadzała (chyba niewiele się w tej materii zmieniło od tamtej pory).
Ramzes boleśnie zderzył się z rzeczywistością, w której nie wystarczy być następcą tronu, a nawet Faraonem, żeby móc realizować swoje plany. Wyobrażam sobie, jakie to musiało być dla niego frustrujące, sama mam podobny charakter. Pewnie, że był zbyt pewny siebie, w końcu wychowywali go na boskiego Faraona, albo po prostu nie miał cierpliwości do polityki. Gdyby dane mu było zrealizować swoje zamysły, może byłby wielkim władcą, może poległby w pierwszej wywołanej przez siebie wojnie. Każda z tych opcji i tak jest lepsza niż to, co zrobili m...