Opowiadania to specyficzna literatura, nie każdy lubi czytać krótkie formy. Czasem jako czytelnik mocno żałuję, że autor uciął już daną historię, mam niedosyt i – bywa – żal. Niekiedy czuję się potraktowana jak czytelnik literackich wprawek.
Jednak Murakami niewątpliwie „potrafi w opowiadania”.
Zbiór ośmiu krótkich form pt. „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” to rodzaj wspomnień autora, dla których inspiracją są migawkowe przypomnienia zdarzeń z przeszłości. Głównie z młodych lat, gdy podejmuje się różne, raczej mało przemyślane decyzje. Z drugiej strony łatwo rezygnuje się z najróżniejszych szans, które po latach mogą powracać jakimś przeczuciem straty.
Motywem przewodnim są spotkania z kobietami oraz z muzyką. Murakami daje się też poznać jako znawca, miłośnik, wręcz piewca baseballu. Prezentuje nam bowiem wiersze, gdzie podmiotem lirycznym jest właśnie ta dyscyplina sportu i jej przedstawiciele. Mnie na pewno bliżej do Murakamiego jako konesera muzyki poważnej, jazzu, w tym przede wszystkim bossa-novy.
W każdym chyba opowiadaniu jest wątek kobiecy – autor pisze o kobietach, z którymi się minął. W czasie, w przestrzeni, w zrozumieniu, w wyborach.
Najbardziej intrygujące są dla mnie dwa opowiadania, oba mocno odrealnione. Historia małpy, która kradła imiona i nazwiska kobiet, obdarzonych jej uczuciem oraz historia z wątkiem koła o kilku środkach, za to bez obwodu. Najsmut...