Ze wszystkich książek Murakami'ego ,,Przygoda z owcą'' należy do mniej rozchwytywanych, nie ma rozbudowanej fanbase, jak trylogia 1Q84. Zaczyna mi wadzić archetypiczny scenopis postaci: w głowie japońskiego twórcy nie ma utalentowanych, wybitnych jednostek. A z racji, że uznaję się za osobę ponadprzeciętną jest mi o tyle trudniej, że sam autor ucieka od poważnych zawodów, zawiesza nieprzystosowanych społecznie odrzutków w krainie niewidzialnych kajdan. Błądzących po równinach nieścisłości lewej półkuli mózgowej. Za to z wyrośniętą prawą półkulą, która prowadzi ich przez wyrwy czasowe oraz zaprowadza na skraj ludzkiego błędu w kodzie. Murakami jest uniwersalny, on unika japońskiej kultury, na ile się da. Rozpoczyna, jak w powieści kryminalnej, by zahaczyć o surrealistyczne znaki, które wskazują, że życie to reakcja łańcuchowa okuta w ludzki marazm.
,,Przygoda z owcą'' często nasuwa skojarzenia z kinem Stanleya Kubricka. Ów ludzki los poddany w zawierusze czasu, w pułapce losowych zdarzeń (jak w filmie ,,Barry Lyndon'' z 1975 r., który powstał na postawie powieści o tym samym tytule). Murakami nie ucieka od swoich ,,pupilków'' w literaturze: wciąż zamieszcza przeciętnych mieszkańców z przeciętnego współczesnego miasta zgniłego od mind-control i psychologii opartej na szybkim zarobku. Mimo mojej niechęci do bohaterów z owego tomiku, którzy nie mają w sobie profetycznych zdolności, nacechowanej głęboką indywidualnością, jak postać z ,,Kafki nad morzem'' - muszę przy...