Nie zastanawiałam się właściwie jaka jest docelowa grupa wiekowa czytelników serii "Iskra Bogów", pewnie zawyżam trochę średnią, ale to nie jest ważne, bo ja tę trylogię po prostu uwielbiam❤ Zafascynowała mnie już od pierwszego tomu, na który trafiłam całkowicie przypadkowo w Empiku.
Rzadko kiedy mi się to zdarza, ale dwie poprzednie części czytałam już po dwa razy i w dalszym ciągu wzbudzają we mnie te same emocje. To taki mój rozweselacz, po który sięgam zawsze wtedy, gdy potrzebuję się zagłębić w coś niezawodnego (zazwyczaj po dość kiepskich książkach😂).
Marah Woolf i tym razem mnie nie zawiodła, bo nie mogłam sobie wymarzyć lepszego zwieńczenie tej fantastycznej serii.
W tym tomie, oprócz znanych już z poprzednich części postaci, poznajemy również nowych bogów, których autorka przedstawia w całkiem innym świetle. Według mnie, jest to całkiem ciekawe posunięcie, bo stają się dzięki temu bardziej ludzcy. Ale bogowie bogami, mnie najbardziej interesowały burzliwe losy Jess i Caydena😁 Ta wybuchowa dwójka, która raz się przyciąga, raz odrzuca, jest tak nieprzewidywalna, że niczego nie mogłam bym pewna. Jest między nimi niezaprzeczalna chemia i ogromne przyciąganie. Cayden jako śmiertelnik starał się zawalczyć o Jess, a dziewczyna, z obawy przed kolejnym ciosem z jego strony, starała się trzymać go na dystans. W miłości jak na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone, a przed nimi bój nie tylko o siebie i uczucie, które ich połączyło, ale także o panowanie na Olimpie...