Muszę przyznać, że zwlekałam z tym cyklem zupełnie niepotrzebnie. Okazuje się bowiem, że to naprawdę fantastyczny zbiór opowiadań, które jak się okazuje mają też wspólną nić, jak choćby Ilona Loebe, która czasem pojawia się we wspomnieniach Mordimera. Lubię takie nawiązania.
Dużo przygany w stosunku do kościoła, księży i instytucji kościelnych. Piekara jako narratora wykorzystuje postać Mordimera, i dzięki temu swobodnie może poużywać na kler, z racji nie do końca przyjacielskich stosunków łączących Święte Officjum i Kościół. Jak dla mnie jednak jest to bardzo wyważony sposób na to, by pokazać od podszewki tą instancje, postawić ją w opozycji do pracy inkwizytorów, którzy choć bezwzględni, to jednak okazują większe miłosierdzie.
Piekara zaczyna mocno intrygować tym co znajduje się w klasztorze Amszilas. Bo coś tam jest, tylko co? Jednocześnie daje małe zielone światło, że wątek tej tajemnicy będzie jeszcze poruszał.
"Maskarada" i "Sierotki" najlepsze opowiadania.
Brakuje mi tu tylko bliźniaków, mam do nich sentyment, zwłaszcza do ich poczciwych zwrotów.