Na obcą planetę przybywa inspektor Lansdale, którego zadaniem jest napisać raport o postępach badań nad tajemniczym labiryntem, odkrytym na owej planecie. Prowadzony przez telepatę Tafta, dokonuje swojego pierwszego wejścia, które okazuje się koszmarem, a jego centralny punkt stanowi jego zmarła kobieta Kathleen. Decydując się na drugą wizytę, wprowadza jednocześnie szalony plan: postanawia wysadzić labirynt w powietrze. Druga część historii to raptowny przeskok rzeczywistości: statek kosmiczny wiezie go na Ziemię, otaczają go ludzie, których albo nie pamięta (pilot Gashby), albo którzy nie mają prawa żyć (znów Kathleen). A jednak owe osoby zachowują się tak, jakby to on postradał zmysły. Po przylocie witają go z honorami ludzie o chorobliwie białej skórze, którą i on sam u siebie zaobserwował już wcześniej. Następnie, jak we śnie, uczestniczymy w dziwnych projekcjach, jakby błyskach kadrów różnych rzeczywistości: mamy świat mnichów i magii, potem kosmiczną bitwę, Miasto Szczęścia, w którym wszyscy wyglądają i zachowują się tak samo… Okazuje się, że to efekt rozszczepienia świata, spowodowany zniszczeniem labiryntu. Rozmowa z tajemniczym Kreatorem odpowiada na pytanie, czy ponowne złożenie świata w całość jest w ogóle możliwe?…
“Labirynt” Jacka Piekary to fantastyka awanturnicza, trochę space opera, trochę fantasy, gdzie bohaterowie to twardzi mężczyźni, często nonszalanccy w słownictwie i bezceremonialni w zachowaniu; stylistyka, która coraz częściej pojawiać się będzie pod koniec lat 80-tych w polskiej science-fiction.