Znakomicie mi się tego słuchało, choć był jeden minus - konkretnie to to, że książka jest za krótka.
Herbert przepięknie opowiada, o sztuce, o kulturze Zachodu, o malarstwie, o trudnej sztuce odbioru sztuki. Pamiętam, że w 'Barbarzyńcy w ogrodzie' zadziwił mnie autor opowieścią o zwiedzaniu muzeów, o tym, żeby nie biegać z językiem od obrazu do obrazu, ale przy jednym dziele usiąść i je kontemplować. Tym razem mówi o obrazach mistrzów holenderskich. Opowiada o nich, o tym co widzi, o kolorach, o treści, w duchu zachwyca się nimi, a nawet kłóci z Gombrowiczem o obraz. Jest tu i rozważanie o gratach, jakie Holendrzy dziedziczą poi przodkach, o tulipanach, o wojnie i pokoju, o malarzu itd. Wszystko to jest niezwykłej urody literackiej i mocno kojące, jak to sztuka.
Nie mogę pójść i sama zwiedzać, ale może choć skorzystam z linku, żeby wirtualnie obejrzeć berlińską wystawę Bruegela.